Zawieszenie!
Zawieszamy bloga na nieokreślony czas,ponieważ są małe problemy. Gdy wszystko się już wyjaśni będziemy mogli ruszyć z opowiadaniem.
Sandra&Dominika :)
sobota, 10 stycznia 2015
poniedziałek, 29 grudnia 2014
Rozdział 10
*Mercy*
Leżałam na dużej skórzanej kanapie oglądając jakiś nieznany mi serial. Nagle do pokoju wszedł Louis.
-O tu jesteś, szukam Cię po całym domu-oznajmił mi troszkę zdyszany.
-Tak, jestem tutaj. A tak po za tym to mogłeś mnie zawołać-powiedziałam ziewając.
-A no nie pomyślałem o tym. A tak w ogóle mam do Ciebie propozycję nie do odrzucenia-zaśmiał się.
-Tak?-spytałam spoglądając na telewizor.
Brunet siadł na kanapę i wyłączył sprzęt.
-Ejj! , ale ja to oglądałam-przeciągnęłam oburzona.
-No właśnie oglądałaś..-zaśmiał się głośno.
-No to, jaką masz propozycję?-zapytałam troszkę zła.
-No więc tak,pojedziemy nad jezioro do takiego domku, gdzie zawsze z chłopakami tam jeździliśmy, aby odpocząć.
-Mhm, ale że ja i ty?-wydukałam przerażona.
-Tak, ale nie bój się. Przecież ja nic Ci nie zrobię, obiecuję-odpowiedział mi poważnie.
-No dobrze, ale teraz?-zapytałam trochę głupio
-Yhy-wychrypiał krótko.
-No to okey-zgodziłam się.
Wstałam z siedzenia i już chciałam się skierować ku drzwi, ale brunet pociągnął mnie za nadgarstek przez co wylądowałam na jego "kaloryferze".
-Mercy, bo wiem,że nie masz pewnie przy sobie żadnych ubrań i w ogóle i dlatego ja Ci coś podarowałem-powiedział uroczo się uśmiechając.
Zdziwiłam się nie powiem. Tomlinson splątał nasze dłonie i kazał podążać. Zaprowadził nas do jego pokoju, Wyciągnął coś z szafy i dał mi do ręki.
-Proszę, nie musisz dziękować-odezwał się.
Zajrzałam do torby i ujrzałam fajne i ładne ciuchy. Popatrzałam na niego chwilkę i odezwałam po ciszy.
-Lou, nie musiałeś, ale dziękuję Ci bardzo-podziękowałam i najmocniej jak mogłam przytuliłam go.
-Nie ma za co, ale liczę na coś więcej-powiedział smutny.
Ja tylko się uśmiechnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Poszłam do łazienki i przebrałam się w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Gdy już byłam gotowa wyszłam z niej i pokierowałam się na dół, gdzie stał już gotowy niebieskooki.
-Gotowa?-spytał uśmiechając się.
-Tak-odpowiedziałam krótko.
Louis wziął mnie za rękę i wyszliśmy zamykając drzwi. Otworzył mi drzwi od samochodu pokazując ręką,że mam wejść do środka. Wsiadłam do niego i zapięłam się pasami.
-Ile będziemy jechać?-zapytałam ciekawie.
-Około 30 minut-odpowiedział spokojnie.
Lekko się uśmiechnęłam i usiadłam wygodnie na siedzeniu. Patrzałam się w szybę i to co było na zewnątrz. Zauważyłam jak Louis ciągle na mnie spogląda, ale zbytnio nie interesowałam się tym.
-Już jesteśmy-oznajmił mi po ciszy.
Odpięłam pas i wyszłam z auta.
-Kurde, a już chciałem Ci otworzyć drzwi,żeby było tak romantycznie-oburzył się.
-Oj tam, oj tam-zaśmiałam się pod nosem.
Już chciałam iść w stronę domu, ale brunet oplątał mnie w pasie.
-No i gdzie mi uciekasz?-spytał się nad moim uchem, przez co przeszły mnie ciarki. Boże on jest taki wspaniały,opiekuńczy i w ogóle. Mercy chyba się w nim nie zakochałaś. Nie zapominaj,że on jest w gangu, w którym Ciebie, Clarę i Jacoba porwali.
-Mercy, słuchaj idź za domem jest taki mały ogródek i usiądź sobie tam i poczekaj, a ja nam coś do picia przyniosę-odezwał się.
-Dobrze-odpowiedziałam radośnie.
Gdy brunet poszedł do domu ja postanowiłam zrobić to o co mnie prosił. Poszłam za dom i ujrzałam piękny i duży ogród. Zobaczyłam nie wielką huśtawkę z daszkiem w kolorze zielono-niebieskim. Usiadłam na niej i zaczęłam huśtać nogami. Położyłam swoją głowę i zamknęłam oczy. Myślałam o tym wszystkim co się u mnie działo. Ciągle do głowy przychodziło mi te "porwanie". Nagle z moich myśleń wyrwał mnie znajomy głos. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę. Zobaczyłam chłopaka, który niósł zgrzewkę piw. Uśmiechnęłam się słodko. Louis dał mi piwo i usiadł obok mnie. Objął mnie swoim ramieniem i bardziej przysunął do siebie. Moja głowa opadła na jego ramię. Rozmowa się ciągnęła i ciągnęła. Mgnieniem oka wypiliśmy już dwie puszki alkoholu,który nie powiem dawał nam we znaki. Postanowiłam iść do łazienki. Wstałam z huśtawki i od razu tego pożałowałam. Lekko się zachwiałam i bym upadła, gdyby nie on.
-Och, ty moja niezdaro-zaśmiał się.
Zaczerwieniłam się i obróciłam się w drugą stronę.
-Lubię, gdy się rumienisz-wydukał uroczo.
Zaśmiałam się pod nosem i zdałam sobie sprawę,że jestem trzymana przez bruneta. Chciałam się wyrwać, ale chłopak przycisnął mnie do siebie i troszkę zabolało. Popatrzałam zahipnotyzowana w jego niebieskie oczy. Louis nie czekał ani chwili i po prostu mnie pocałował. Byłam jego ruchem zaskoczona, ale bardzo mi się to podobało, pragnęłam go jak nikogo innego. Całował mnie zachłannie, jego pocałunki zaczęły schodzić na moją szyję. Wziął mnie na ręce i kierował się ku domu. Otworzył drzwi i wszedł na górę. Położył mnie na wielkim łóżku. Całowaliśmy się tak długo,aż nie zadzwonił mu telefon. Chciałam przerwać pocałunek i zobaczyć kto to, ale on nie dawał za wygraną. Coś we mnie pękło. Wiedziałam,że on tego chcę, ale ja nie byłam na to jeszcze gotowa. Nigdy nie miałam chłopaka i nigdy tego nie robiłam. Chciałam go odepchnąć, ale on ciągle powracał do tego samego czynu.
-Lou, proszę przestań, my nie możemy-prosiłam go szlochając.
-Możemy, ja tego chcę i ty też-warknął w moją stronę. Bardzo się go przestraszyłam.
Odpychałam go, ale on za każdym razem był wściekły i robił to z taką wściekłością. W końcu kopnęłam go w czułe miejsce i szybko wybiegłam z pomieszczenia. Wybiegając słyszałam jak Tomlinson przeklina. Otworzyłam wyjściowe drzwi i wybiegłam. Biegłam przed siebie nie wiedząc dokąd mam iść, gdzie się teraz podzieję. Przecież ja nie wiem w którą stronę mam iść do Clary. Przypomniało mi się,że w domu Louisa zostawiłam telefon. Kurwa ja to mam pecha. No i co teraz? Boże, co ja zrobię. Szłam przez ciemną uliczkę szlochając. Nagle usłyszałam głos.
-Mercy?!-odezwał się czyiś głos.
Odwróciłam natychmiastowo ciało i zobaczyłam auto, w którym siedział Harry. Harry wyszedł z auta i podszedł do mnie, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do auta. Siedziałam po cichu szlochając.
-Co się stało?-zapytał przerażony. Nie odpowiedziałam.
-Cholera! Mówię coś do Ciebie-krzyknął zatrzymywając samochód.
-Nic-odpowiedziałam.
-Kurwa, przecież widzę-oznajmił.
-Proszę Cię, nie mówmy o tym dobrze?-spytałam z nadzieją.
Usłyszałam jak Styles westchnął i odpalił ponownie silnik i ruszyliśmy. Jechaliśmy w ciszy. Po kilku minutach byliśmy pod domem. Wysiadłam i weszłam do domu. Zobaczyłam jak chłopacy siedzą w salonie. Czekaj, czekaj, a gdzie Clara? Coś pewnie musiało się stać. Jak coś jej zrobili nie dożyją swojego ostatniego dnia. Poszłam na górę i weszłam do pokoju i ujrzałam Horana, który przytula Barson. Stałam tam kilka minut, aż Clara mnie nie zobaczyła.
-O hej Mercy-przywitał mnie uściskiem i wyszedł.
-Chłopcy mówili,że Ciebie dziś nie będzie-wydukała troszkę przybita.
-Ej, co się stało? I nie mów,że nic bo ja wiem,że coś się dzieję-powiedziałam poważnie.
-Ja... Ja ich w ogóle nie rozumiem. Najpierw są tacy dobrzy dla nas, a teraz tacy źli, a przynajmniej jeden-wytłumaczyła.
-Co? O kim ty mówisz?-zapytałam nie wiedząc o kogo jej chodzi.
-No o tych chłopakach co nami się teraz "opiekują"-odpowiedziała.
-Dlaczego tak sądzisz? Clara czy.. oni Ci coś zrobili?!-zapytałam lekko wystraszona.
-Nie, po prostu poniosło ich-broniła ich.
-Wiem,że ich bronisz.. I to jest złe. -odezwałam się i przytuliłam bezradną przyjaciółkę.
-No, a ty jak tam, udała się randka z Louisem?-zapytała śmiejąc się.
-Nie było żadnej randki-powiedziałam odwracając swoją głowę i zacisłam wargi, aby się nie poryczeć.
-Jak to nie było? Czy on coś Ci zrobił? A tak w ogóle tusz spływa Ci po policzkach-powiedziała.
-No nie było... rozumiesz.. Ja nie wiem do czego on zmierzał, ale zaczął mnie dotykać całować i...- urwałam i popłakałam się na dobre.
Przyjaciółka nic już nie powiedziała, tylko mnie przytuliła. Leżałyśmy tak w łóżku przez ponad godzinę, aż Liam nie wszedł do pokoju. Poczułam jak Clara odskoczyła i odsunęła się. Wiedziałam,że coś on jej musiał zrobić.
-O Mercy-odezwał się radośnie.
-Zamknij się, co jej zrobiłeś?!-wydarłam się.
-Dobra, laska spokojnie wyluzuj-powiedział spokojnie.
-Nie, nie wyluzuję i nie nazywaj mnie laską! Jak jeszcze raz ją dotkniesz to...-przerwał mi.
-To co?-zaśmiał się głośno.
-To pożałujesz-odpowiedziałam.
Payne chciał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy dochodzące głosy. Szybko polecieliśmy na dół i to cośmy zobaczyli przeszło samo siebie.
-Ty skurwielu! Jak mogłeś!-krzyczał Niall, który siedział na brunecie i okładał go.
-Myślałem,że się da. Bo przecież to dobra dupa jest-zaśmiał się pijany.
Nie wierzyłam,że to powiedział. Przecież myślałam,że na prawdę on coś do mnie czuję, a raczej czuł. Ja głupia dałam się nabrać. Po moim policzku spływały łzy. Nie chciałam tego dalej słuchać, dlatego wybiegłam i pobiegłam do łazienki i się zamknęłam. Płakałam i nie umiałam się opanować. Słyszałam głosy Clary, która błagała mnie abym z niej wyszła. Nie chciałam tego robić, chciałam mieć wreszcie święty spokój. Jedyne co mi przyszło do głowy to wyciągnąć metalowe ostrze. Szukałam po szafkach, aż znalazłam. Wyciągnęłam ją i osunęłam się po ścianie i przyłożyłam je do nadgarstka. Miałam mieszane myśli.. Zrobić to czy nie?. Postanowiłam na swoim i zaczęłam robić kreski. Nawet nie czułam żadnego bólu. W mojej głowie wciąż powtarzał się ten sam tekst "Myślałem,że się da. Bo przecież to dobra dupa jest". Moje łzy leciały na krwawą rękę. Czułam,że robi mi się duszno.Drzwi się wywarzyły, a w progu stanęła Clara z Niallem. Niall podbiegł do mnie, podniósł moją głowę i próbował zatamować krew. Straciłam przytomność.
No to mamy 10 rozdział! Rozdział jest taki jaki jest, weny nie miałam ;/. Zachęcam do komentowania :)
Do zobaczenia w piątek :D
Sandra.
Leżałam na dużej skórzanej kanapie oglądając jakiś nieznany mi serial. Nagle do pokoju wszedł Louis.
-O tu jesteś, szukam Cię po całym domu-oznajmił mi troszkę zdyszany.
-Tak, jestem tutaj. A tak po za tym to mogłeś mnie zawołać-powiedziałam ziewając.
-A no nie pomyślałem o tym. A tak w ogóle mam do Ciebie propozycję nie do odrzucenia-zaśmiał się.
-Tak?-spytałam spoglądając na telewizor.
Brunet siadł na kanapę i wyłączył sprzęt.
-Ejj! , ale ja to oglądałam-przeciągnęłam oburzona.
-No właśnie oglądałaś..-zaśmiał się głośno.
-No to, jaką masz propozycję?-zapytałam troszkę zła.
-No więc tak,pojedziemy nad jezioro do takiego domku, gdzie zawsze z chłopakami tam jeździliśmy, aby odpocząć.
-Mhm, ale że ja i ty?-wydukałam przerażona.
-Tak, ale nie bój się. Przecież ja nic Ci nie zrobię, obiecuję-odpowiedział mi poważnie.
-No dobrze, ale teraz?-zapytałam trochę głupio
-Yhy-wychrypiał krótko.
-No to okey-zgodziłam się.
Wstałam z siedzenia i już chciałam się skierować ku drzwi, ale brunet pociągnął mnie za nadgarstek przez co wylądowałam na jego "kaloryferze".
-Mercy, bo wiem,że nie masz pewnie przy sobie żadnych ubrań i w ogóle i dlatego ja Ci coś podarowałem-powiedział uroczo się uśmiechając.
Zdziwiłam się nie powiem. Tomlinson splątał nasze dłonie i kazał podążać. Zaprowadził nas do jego pokoju, Wyciągnął coś z szafy i dał mi do ręki.
-Proszę, nie musisz dziękować-odezwał się.
Zajrzałam do torby i ujrzałam fajne i ładne ciuchy. Popatrzałam na niego chwilkę i odezwałam po ciszy.
-Lou, nie musiałeś, ale dziękuję Ci bardzo-podziękowałam i najmocniej jak mogłam przytuliłam go.
-Nie ma za co, ale liczę na coś więcej-powiedział smutny.
Ja tylko się uśmiechnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Poszłam do łazienki i przebrałam się w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Gdy już byłam gotowa wyszłam z niej i pokierowałam się na dół, gdzie stał już gotowy niebieskooki.
-Gotowa?-spytał uśmiechając się.
-Tak-odpowiedziałam krótko.
Louis wziął mnie za rękę i wyszliśmy zamykając drzwi. Otworzył mi drzwi od samochodu pokazując ręką,że mam wejść do środka. Wsiadłam do niego i zapięłam się pasami.
-Ile będziemy jechać?-zapytałam ciekawie.
-Około 30 minut-odpowiedział spokojnie.
Lekko się uśmiechnęłam i usiadłam wygodnie na siedzeniu. Patrzałam się w szybę i to co było na zewnątrz. Zauważyłam jak Louis ciągle na mnie spogląda, ale zbytnio nie interesowałam się tym.
-Już jesteśmy-oznajmił mi po ciszy.
Odpięłam pas i wyszłam z auta.
-Kurde, a już chciałem Ci otworzyć drzwi,żeby było tak romantycznie-oburzył się.
-Oj tam, oj tam-zaśmiałam się pod nosem.
Już chciałam iść w stronę domu, ale brunet oplątał mnie w pasie.
-No i gdzie mi uciekasz?-spytał się nad moim uchem, przez co przeszły mnie ciarki. Boże on jest taki wspaniały,opiekuńczy i w ogóle. Mercy chyba się w nim nie zakochałaś. Nie zapominaj,że on jest w gangu, w którym Ciebie, Clarę i Jacoba porwali.
-Mercy, słuchaj idź za domem jest taki mały ogródek i usiądź sobie tam i poczekaj, a ja nam coś do picia przyniosę-odezwał się.
-Dobrze-odpowiedziałam radośnie.
Gdy brunet poszedł do domu ja postanowiłam zrobić to o co mnie prosił. Poszłam za dom i ujrzałam piękny i duży ogród. Zobaczyłam nie wielką huśtawkę z daszkiem w kolorze zielono-niebieskim. Usiadłam na niej i zaczęłam huśtać nogami. Położyłam swoją głowę i zamknęłam oczy. Myślałam o tym wszystkim co się u mnie działo. Ciągle do głowy przychodziło mi te "porwanie". Nagle z moich myśleń wyrwał mnie znajomy głos. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę. Zobaczyłam chłopaka, który niósł zgrzewkę piw. Uśmiechnęłam się słodko. Louis dał mi piwo i usiadł obok mnie. Objął mnie swoim ramieniem i bardziej przysunął do siebie. Moja głowa opadła na jego ramię. Rozmowa się ciągnęła i ciągnęła. Mgnieniem oka wypiliśmy już dwie puszki alkoholu,który nie powiem dawał nam we znaki. Postanowiłam iść do łazienki. Wstałam z huśtawki i od razu tego pożałowałam. Lekko się zachwiałam i bym upadła, gdyby nie on.
-Och, ty moja niezdaro-zaśmiał się.
Zaczerwieniłam się i obróciłam się w drugą stronę.
-Lubię, gdy się rumienisz-wydukał uroczo.
Zaśmiałam się pod nosem i zdałam sobie sprawę,że jestem trzymana przez bruneta. Chciałam się wyrwać, ale chłopak przycisnął mnie do siebie i troszkę zabolało. Popatrzałam zahipnotyzowana w jego niebieskie oczy. Louis nie czekał ani chwili i po prostu mnie pocałował. Byłam jego ruchem zaskoczona, ale bardzo mi się to podobało, pragnęłam go jak nikogo innego. Całował mnie zachłannie, jego pocałunki zaczęły schodzić na moją szyję. Wziął mnie na ręce i kierował się ku domu. Otworzył drzwi i wszedł na górę. Położył mnie na wielkim łóżku. Całowaliśmy się tak długo,aż nie zadzwonił mu telefon. Chciałam przerwać pocałunek i zobaczyć kto to, ale on nie dawał za wygraną. Coś we mnie pękło. Wiedziałam,że on tego chcę, ale ja nie byłam na to jeszcze gotowa. Nigdy nie miałam chłopaka i nigdy tego nie robiłam. Chciałam go odepchnąć, ale on ciągle powracał do tego samego czynu.
-Lou, proszę przestań, my nie możemy-prosiłam go szlochając.
-Możemy, ja tego chcę i ty też-warknął w moją stronę. Bardzo się go przestraszyłam.
Odpychałam go, ale on za każdym razem był wściekły i robił to z taką wściekłością. W końcu kopnęłam go w czułe miejsce i szybko wybiegłam z pomieszczenia. Wybiegając słyszałam jak Tomlinson przeklina. Otworzyłam wyjściowe drzwi i wybiegłam. Biegłam przed siebie nie wiedząc dokąd mam iść, gdzie się teraz podzieję. Przecież ja nie wiem w którą stronę mam iść do Clary. Przypomniało mi się,że w domu Louisa zostawiłam telefon. Kurwa ja to mam pecha. No i co teraz? Boże, co ja zrobię. Szłam przez ciemną uliczkę szlochając. Nagle usłyszałam głos.
-Mercy?!-odezwał się czyiś głos.
Odwróciłam natychmiastowo ciało i zobaczyłam auto, w którym siedział Harry. Harry wyszedł z auta i podszedł do mnie, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do auta. Siedziałam po cichu szlochając.
-Co się stało?-zapytał przerażony. Nie odpowiedziałam.
-Cholera! Mówię coś do Ciebie-krzyknął zatrzymywając samochód.
-Nic-odpowiedziałam.
-Kurwa, przecież widzę-oznajmił.
-Proszę Cię, nie mówmy o tym dobrze?-spytałam z nadzieją.
Usłyszałam jak Styles westchnął i odpalił ponownie silnik i ruszyliśmy. Jechaliśmy w ciszy. Po kilku minutach byliśmy pod domem. Wysiadłam i weszłam do domu. Zobaczyłam jak chłopacy siedzą w salonie. Czekaj, czekaj, a gdzie Clara? Coś pewnie musiało się stać. Jak coś jej zrobili nie dożyją swojego ostatniego dnia. Poszłam na górę i weszłam do pokoju i ujrzałam Horana, który przytula Barson. Stałam tam kilka minut, aż Clara mnie nie zobaczyła.
-O hej Mercy-przywitał mnie uściskiem i wyszedł.
-Chłopcy mówili,że Ciebie dziś nie będzie-wydukała troszkę przybita.
-Ej, co się stało? I nie mów,że nic bo ja wiem,że coś się dzieję-powiedziałam poważnie.
-Ja... Ja ich w ogóle nie rozumiem. Najpierw są tacy dobrzy dla nas, a teraz tacy źli, a przynajmniej jeden-wytłumaczyła.
-Co? O kim ty mówisz?-zapytałam nie wiedząc o kogo jej chodzi.
-No o tych chłopakach co nami się teraz "opiekują"-odpowiedziała.
-Dlaczego tak sądzisz? Clara czy.. oni Ci coś zrobili?!-zapytałam lekko wystraszona.
-Nie, po prostu poniosło ich-broniła ich.
-Wiem,że ich bronisz.. I to jest złe. -odezwałam się i przytuliłam bezradną przyjaciółkę.
-No, a ty jak tam, udała się randka z Louisem?-zapytała śmiejąc się.
-Nie było żadnej randki-powiedziałam odwracając swoją głowę i zacisłam wargi, aby się nie poryczeć.
-Jak to nie było? Czy on coś Ci zrobił? A tak w ogóle tusz spływa Ci po policzkach-powiedziała.
-No nie było... rozumiesz.. Ja nie wiem do czego on zmierzał, ale zaczął mnie dotykać całować i...- urwałam i popłakałam się na dobre.
Przyjaciółka nic już nie powiedziała, tylko mnie przytuliła. Leżałyśmy tak w łóżku przez ponad godzinę, aż Liam nie wszedł do pokoju. Poczułam jak Clara odskoczyła i odsunęła się. Wiedziałam,że coś on jej musiał zrobić.
-O Mercy-odezwał się radośnie.
-Zamknij się, co jej zrobiłeś?!-wydarłam się.
-Dobra, laska spokojnie wyluzuj-powiedział spokojnie.
-Nie, nie wyluzuję i nie nazywaj mnie laską! Jak jeszcze raz ją dotkniesz to...-przerwał mi.
-To co?-zaśmiał się głośno.
-To pożałujesz-odpowiedziałam.
Payne chciał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy dochodzące głosy. Szybko polecieliśmy na dół i to cośmy zobaczyli przeszło samo siebie.
-Ty skurwielu! Jak mogłeś!-krzyczał Niall, który siedział na brunecie i okładał go.
-Myślałem,że się da. Bo przecież to dobra dupa jest-zaśmiał się pijany.
Nie wierzyłam,że to powiedział. Przecież myślałam,że na prawdę on coś do mnie czuję, a raczej czuł. Ja głupia dałam się nabrać. Po moim policzku spływały łzy. Nie chciałam tego dalej słuchać, dlatego wybiegłam i pobiegłam do łazienki i się zamknęłam. Płakałam i nie umiałam się opanować. Słyszałam głosy Clary, która błagała mnie abym z niej wyszła. Nie chciałam tego robić, chciałam mieć wreszcie święty spokój. Jedyne co mi przyszło do głowy to wyciągnąć metalowe ostrze. Szukałam po szafkach, aż znalazłam. Wyciągnęłam ją i osunęłam się po ścianie i przyłożyłam je do nadgarstka. Miałam mieszane myśli.. Zrobić to czy nie?. Postanowiłam na swoim i zaczęłam robić kreski. Nawet nie czułam żadnego bólu. W mojej głowie wciąż powtarzał się ten sam tekst "Myślałem,że się da. Bo przecież to dobra dupa jest". Moje łzy leciały na krwawą rękę. Czułam,że robi mi się duszno.Drzwi się wywarzyły, a w progu stanęła Clara z Niallem. Niall podbiegł do mnie, podniósł moją głowę i próbował zatamować krew. Straciłam przytomność.
Do zobaczenia w piątek :D
Sandra.
piątek, 26 grudnia 2014
Rozdział 9
*Clara*
Po kolejnej, ostatniej "strzelaninie" która była 5 dni temu, znowu zrobiło się niebezpiecznie. Gang Luke'a nie zgarnął mnie i Mercy, gdy opuścili dom, a wiem jak bardzo chcą, abyśmy były razem z nimi. To nie wróży nic dobrego, na pewno po nas wrócą, nie są aż tak głupi aby odpuścić sobie swój cel. Taką mam przynajmniej opinię o nich, ale mogę się mylić. Z czasem trzeba przyzwyczaić się do sytuacjii w której jesteśmy, mimo że chłopaki z którymi znajdujemy się teraz w mieszkaniu też nas porwali, to przynajmniej ochraniają nas. Mogliby przecież po prostu pozwolić aby inni nas zabrali, ale nie. Oni walczą abyśmy byli z nimi. To, że chcą dla nas dobrze w pewnym stopniu utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteśmy bezpieczne. Na sto procent będą też zdarzenia w których musiałybyśmy same sobie poradzić fizycznie, bo po tym co się już działo, nasza psychika jest wytrzymała. Może mogłabym poprosić aby udzielili nam kilu lekcjii samoobrony? Nie... Uznają nas za słabe i nie doświadczone, mogą nawet z nas kpić, a tego nie chcę. Na razie muszę się sama nauczyć.
Cały ranek w pokoju z telefonem? Widać, że mi się nudzi. Mercy pojechała gdzieś z Louisem, a ja siedzę tutaj sama. Ciągle tylko przeglądam Facebook'a, Instagrama i Snapchata. Harry zabronił mi mówić komukolwiek co się stało, dlatego jeśli z kimś pisze to wmawiam mu, że mój pobyt w Londynie się przedłużył, bo podoba mi się tutaj. Niezbyt ambitne, ale jednak coś to daje, wszyscy się nabierają. Moja mama pewnie wydzwaniała na mój numer jakieś milion razy, ale wymienili mi kartę w telefonie. Podobno jest to stara karta Zayn'a, czasami ktoś mi dzwoni, ale nie odbieram, bo po co.
Rzuciłam telefon na szafkę nocną i ruszyłam do kuchni aby coś zjeść, głód dawał się we znaki. W pomieszczeniu spotkałam Nialla.
- Mercy i Louis już wrócili? - zapytałam, biorąc do ręki czerwono-zielone jabłko.
- Nie, nie wiem nawet czy wrócą na noc.
- Co? Ale jak to? - zaskoczył mnie.
- Tak to. Louis zabrał swoją księżniczkę - tutaj zrobił cudzysłów w powietrzu - na jakąś super, idealną i w ogóle randkę do naszego domu nad jeziorem. Możliwe, że bedą tam nocować.
- No matko, i co ja będe robić przez cały dzień? Przecież dopiero 12:30. - wgryzłam się w owoc.
- Nie wiem, masz do dyspozycji TV i Play Station, możesz pograć, pozwalam - puścił mi oczko - A, i nie wchodź do pokoi na końcu korytarza u góry, chłopaki tam pracują i nie chcę, żebyś im przeskadzała.
- Spoko, chyba skorzystam z konsoli, przydałoby się troche poruszać po ciągłym leżeniu w łóżku. Jakie macie gry?
- Fifa 14, Need For Speed, jakieś przygodówki, taniec i sporty.
- O, sporty mogą być. - uśmiechnęłam się.
- Mam nadzieje, że wiesz jak z tego korzystać. Płyty masz na półce koło telewizora, a pady w szafce na której on stoi. Ja spadam, musze skoczyć na zakupy. - powiedział i szykował się do wyjścia.
- Spokojnie, wiem, dzięki. I papa.
- Cześć. - pożegnał się i wyszedł.
Wyrzuciłam ogryzek do kosza i podeszłam do szafki z TV. Wyjęłam pudełko z grą, a płytę włożyłam do konsoli. U siebie w domu często grywałam, ale na X-Box'ie. Chwyciłam pad i zaczęłam grać. Jestem typem dziewczyny która uwielbia takie rzeczy. Przez jakieś pół godziny świetnie się bawiłam, zagrałam w tenisa stołowego, siatkówkę czy łucznictwo, dopóki nie wrócił blondyn. Wtedy to już na prawdę było wspaniale. Dołączył do mnie, włączyliśmy Dance Star Party i zaczęliśmy tańczyć we dwójkę. Ciągle śmiałam się z ruchów Nialla które w ogóle nie współgrały z tym co miał robić, dzięki czemu zawsze miałam więcej punktów. Na prawdę, chłopak potrafi rozbawić, nawet do łez. Bawiliśmy się w najlepsze jakąś godzinkę, ale zmęczenie już "pożerało" nas od środka i zrobiliśmy sobie przerwę. Nalałam nam soku pomarańczowego do dwóch szklanek, które od razu wypiliśmy.
- Było świetnie. - zagadnęłam pierwsza.
- Racja, dobrze się bawiłem. Chciałbym jeszcze z tobą pobyć ale muszę sprawdzić jak chłopaki sobie radzą. Może potem. - odłożył szklankę do zlewu i ruszył w kierunki "biur".
- Okej, na pewno się zgodze. - krzyknęłam do niego kiedy odchodził. Odpowiedział mi krótkim śmiechem.
Umyłam brudne naczynia i włożyłam je do szafki. Godzina 14:15. Mam jeszcze cały wolny dzień, chwile pogram i może zapytam się Liama czy mogę wyjść na spacer. Włączyłam w grze piosenkę Rude Boy Rihanny, ale dźwięk mojego telefonu mi przerwał. I tak nie miałam zamiaru odbierać, więc tańczyłam dalej, lecz osoba nie miała zamiaru odpuścić. Dzwoniła już jakieś 10 razy i dalej słuchać dzwonek. Wkurzyłam się, zastopowałam gre i pobiegłam po iPhone'a. Kliknęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam do ucha.
- Halo!? - odparłam niskim i złym głosem. Musiałam brzmieć jak mężczyzna, ale serio byłam zła.
- No nareszcie Zayn, mam sprawe. Wiem, że wy macie w tym doświadczenie, dlatego zwracam się do was. - chciałam coś powiedzieć, ale się powstrzymałam. - Jeden koleś nie zapłacił mi za maryche i uciekł, nie mam pędu do takiej roboty, dlatego wy musicie go znaleźć. To było jakieś 15 kg narkotyków, najlepszej formy. Wiem, że ostatnio prosiłem cię o to jakieś pół roku temu, ale chyba dalej się kumplujemy. Także ten, wyśle ci informacje o nim mailem bo jest ich dużo, zabijcie go a chojnie wam zapłace. Zgoda? - to co usłyszałam, krążyło mi po głowie. Siedziałam z rozwartymi usta na łóżku nie wierząc w to co usłyszałam. Oni są seryjnymi zabójcami. Wszyscy, cała piątka. Nagle do pokoju wszedł Liam. Popatrzyłam na niego ze strachem i łzami w oczach dalej trzymając telefon przy uchu. Tak bałam się go.
- Clara coś się stało? - zapytał, podchodząc do mnie.
- Spierdalaj stąd, wszyscy spierdalajcie.
- Ale o co ci chodzi?
- O co chodzi!? O co!? Właśnie się dowiedziałam, że spędzam czas z mordercami! - wykrzyczałam przez łzy.
- Co kurwa? Skąd ty to wiesz? - podniósł na mnie głos.
- Ktoś do mnie zadzwonił i poprosił was, abyście kogoś zabili! Nie zbliżajcie się do mnie! - ciągle byłam nabuzowana emocjami. Liam popchnął mnie na ścianę, przygniecając rękami.
- Jeśli komuś piśniesz o tym nawet słówko to pożałujesz tego, zrozumiano? - wysyczał przez zęby. Byłam tak zszokowana sytuacją, że nic nie powiedziałam.
- Zrozumiano kurwa!? - teraz podniósł głos, ale mi ciągle brakowło słów. - Tak chcesz się bawić? Nic nie powiesz? - wykrzyczał mi prosto w twarz. Patrzyłam na niego ze strachem, a on na mnie ze wściekłością. Potem stało się to, czego w ogóle nie przewidywałam. Chłopak uderzył mnie prostą dłonią w twarz, a później popchnął mnie mocno na łóżko, przez co uderzyłam się o deske. Położył ręce nad moją głową i pochylił się.
- Jeszcze raz nie będziesz się słuchać, a skończysz gorzej. - powiedział patrząc mi w oczy. Lekko złagodniał, wstał i wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz. Nie wierzę w to co się stało.
No i mamy 9 rozdział ;) Dziękuje za ponad 2 tys. wyświetleń!
KOMENTUJCIE!
Do zobaczenia w poniedziałek x
Dominika
Po kolejnej, ostatniej "strzelaninie" która była 5 dni temu, znowu zrobiło się niebezpiecznie. Gang Luke'a nie zgarnął mnie i Mercy, gdy opuścili dom, a wiem jak bardzo chcą, abyśmy były razem z nimi. To nie wróży nic dobrego, na pewno po nas wrócą, nie są aż tak głupi aby odpuścić sobie swój cel. Taką mam przynajmniej opinię o nich, ale mogę się mylić. Z czasem trzeba przyzwyczaić się do sytuacjii w której jesteśmy, mimo że chłopaki z którymi znajdujemy się teraz w mieszkaniu też nas porwali, to przynajmniej ochraniają nas. Mogliby przecież po prostu pozwolić aby inni nas zabrali, ale nie. Oni walczą abyśmy byli z nimi. To, że chcą dla nas dobrze w pewnym stopniu utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteśmy bezpieczne. Na sto procent będą też zdarzenia w których musiałybyśmy same sobie poradzić fizycznie, bo po tym co się już działo, nasza psychika jest wytrzymała. Może mogłabym poprosić aby udzielili nam kilu lekcjii samoobrony? Nie... Uznają nas za słabe i nie doświadczone, mogą nawet z nas kpić, a tego nie chcę. Na razie muszę się sama nauczyć.
Cały ranek w pokoju z telefonem? Widać, że mi się nudzi. Mercy pojechała gdzieś z Louisem, a ja siedzę tutaj sama. Ciągle tylko przeglądam Facebook'a, Instagrama i Snapchata. Harry zabronił mi mówić komukolwiek co się stało, dlatego jeśli z kimś pisze to wmawiam mu, że mój pobyt w Londynie się przedłużył, bo podoba mi się tutaj. Niezbyt ambitne, ale jednak coś to daje, wszyscy się nabierają. Moja mama pewnie wydzwaniała na mój numer jakieś milion razy, ale wymienili mi kartę w telefonie. Podobno jest to stara karta Zayn'a, czasami ktoś mi dzwoni, ale nie odbieram, bo po co.
Rzuciłam telefon na szafkę nocną i ruszyłam do kuchni aby coś zjeść, głód dawał się we znaki. W pomieszczeniu spotkałam Nialla.
- Mercy i Louis już wrócili? - zapytałam, biorąc do ręki czerwono-zielone jabłko.
- Nie, nie wiem nawet czy wrócą na noc.
- Co? Ale jak to? - zaskoczył mnie.
- Tak to. Louis zabrał swoją księżniczkę - tutaj zrobił cudzysłów w powietrzu - na jakąś super, idealną i w ogóle randkę do naszego domu nad jeziorem. Możliwe, że bedą tam nocować.
- No matko, i co ja będe robić przez cały dzień? Przecież dopiero 12:30. - wgryzłam się w owoc.
- Nie wiem, masz do dyspozycji TV i Play Station, możesz pograć, pozwalam - puścił mi oczko - A, i nie wchodź do pokoi na końcu korytarza u góry, chłopaki tam pracują i nie chcę, żebyś im przeskadzała.
- Spoko, chyba skorzystam z konsoli, przydałoby się troche poruszać po ciągłym leżeniu w łóżku. Jakie macie gry?
- Fifa 14, Need For Speed, jakieś przygodówki, taniec i sporty.
- O, sporty mogą być. - uśmiechnęłam się.
- Mam nadzieje, że wiesz jak z tego korzystać. Płyty masz na półce koło telewizora, a pady w szafce na której on stoi. Ja spadam, musze skoczyć na zakupy. - powiedział i szykował się do wyjścia.
- Spokojnie, wiem, dzięki. I papa.
- Cześć. - pożegnał się i wyszedł.
Wyrzuciłam ogryzek do kosza i podeszłam do szafki z TV. Wyjęłam pudełko z grą, a płytę włożyłam do konsoli. U siebie w domu często grywałam, ale na X-Box'ie. Chwyciłam pad i zaczęłam grać. Jestem typem dziewczyny która uwielbia takie rzeczy. Przez jakieś pół godziny świetnie się bawiłam, zagrałam w tenisa stołowego, siatkówkę czy łucznictwo, dopóki nie wrócił blondyn. Wtedy to już na prawdę było wspaniale. Dołączył do mnie, włączyliśmy Dance Star Party i zaczęliśmy tańczyć we dwójkę. Ciągle śmiałam się z ruchów Nialla które w ogóle nie współgrały z tym co miał robić, dzięki czemu zawsze miałam więcej punktów. Na prawdę, chłopak potrafi rozbawić, nawet do łez. Bawiliśmy się w najlepsze jakąś godzinkę, ale zmęczenie już "pożerało" nas od środka i zrobiliśmy sobie przerwę. Nalałam nam soku pomarańczowego do dwóch szklanek, które od razu wypiliśmy.
- Było świetnie. - zagadnęłam pierwsza.
- Racja, dobrze się bawiłem. Chciałbym jeszcze z tobą pobyć ale muszę sprawdzić jak chłopaki sobie radzą. Może potem. - odłożył szklankę do zlewu i ruszył w kierunki "biur".
- Okej, na pewno się zgodze. - krzyknęłam do niego kiedy odchodził. Odpowiedział mi krótkim śmiechem.
Umyłam brudne naczynia i włożyłam je do szafki. Godzina 14:15. Mam jeszcze cały wolny dzień, chwile pogram i może zapytam się Liama czy mogę wyjść na spacer. Włączyłam w grze piosenkę Rude Boy Rihanny, ale dźwięk mojego telefonu mi przerwał. I tak nie miałam zamiaru odbierać, więc tańczyłam dalej, lecz osoba nie miała zamiaru odpuścić. Dzwoniła już jakieś 10 razy i dalej słuchać dzwonek. Wkurzyłam się, zastopowałam gre i pobiegłam po iPhone'a. Kliknęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam do ucha.
- Halo!? - odparłam niskim i złym głosem. Musiałam brzmieć jak mężczyzna, ale serio byłam zła.
- No nareszcie Zayn, mam sprawe. Wiem, że wy macie w tym doświadczenie, dlatego zwracam się do was. - chciałam coś powiedzieć, ale się powstrzymałam. - Jeden koleś nie zapłacił mi za maryche i uciekł, nie mam pędu do takiej roboty, dlatego wy musicie go znaleźć. To było jakieś 15 kg narkotyków, najlepszej formy. Wiem, że ostatnio prosiłem cię o to jakieś pół roku temu, ale chyba dalej się kumplujemy. Także ten, wyśle ci informacje o nim mailem bo jest ich dużo, zabijcie go a chojnie wam zapłace. Zgoda? - to co usłyszałam, krążyło mi po głowie. Siedziałam z rozwartymi usta na łóżku nie wierząc w to co usłyszałam. Oni są seryjnymi zabójcami. Wszyscy, cała piątka. Nagle do pokoju wszedł Liam. Popatrzyłam na niego ze strachem i łzami w oczach dalej trzymając telefon przy uchu. Tak bałam się go.
- Clara coś się stało? - zapytał, podchodząc do mnie.
- Spierdalaj stąd, wszyscy spierdalajcie.
- Ale o co ci chodzi?
- O co chodzi!? O co!? Właśnie się dowiedziałam, że spędzam czas z mordercami! - wykrzyczałam przez łzy.
- Co kurwa? Skąd ty to wiesz? - podniósł na mnie głos.
- Ktoś do mnie zadzwonił i poprosił was, abyście kogoś zabili! Nie zbliżajcie się do mnie! - ciągle byłam nabuzowana emocjami. Liam popchnął mnie na ścianę, przygniecając rękami.
- Jeśli komuś piśniesz o tym nawet słówko to pożałujesz tego, zrozumiano? - wysyczał przez zęby. Byłam tak zszokowana sytuacją, że nic nie powiedziałam.
- Zrozumiano kurwa!? - teraz podniósł głos, ale mi ciągle brakowło słów. - Tak chcesz się bawić? Nic nie powiesz? - wykrzyczał mi prosto w twarz. Patrzyłam na niego ze strachem, a on na mnie ze wściekłością. Potem stało się to, czego w ogóle nie przewidywałam. Chłopak uderzył mnie prostą dłonią w twarz, a później popchnął mnie mocno na łóżko, przez co uderzyłam się o deske. Położył ręce nad moją głową i pochylił się.
- Jeszcze raz nie będziesz się słuchać, a skończysz gorzej. - powiedział patrząc mi w oczy. Lekko złagodniał, wstał i wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz. Nie wierzę w to co się stało.
No i mamy 9 rozdział ;) Dziękuje za ponad 2 tys. wyświetleń!
KOMENTUJCIE!
Do zobaczenia w poniedziałek x
Dominika
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Rozdział 8
*Jacob*
Po wyjściu z domu razem z Clarą, skierowaliśmy się do lasu, jednak dziewczyna miała przeczucie,że ktoś nas śledzi.
-Jacob,wydaję mi się,że ktoś nas śledzi-wyszeptała cicho.
-Dlaczego?-zapytałem głupio.
-Zatrzymaj się na chwilę-powiedziała, a ja zrobiłem to o co mnie prosiła.
Zauważyłem jak Barson odwraca swoją głowę do tyłu. Ja także to zrobiłem i ujrzałem czarne auto. Widziałem przerażenie w oczach u Clary, dlatego wziąłem ją pod rękę i jak najszybciej chciałem z nią wyjść, ale ktoś nam przeszkodził.
-Czas na Ciebie kochanie-powiedział głos mężczyzny.
-Proszę nie rób jej krzywdy!-wykrzyczałem.
Mężczyzna zaśmiał się głośno. Przez chwilę toczyła się rozmowa między brunetką, a chłopakiem. Nagle ktoś mnie uderzył w plecy przez co straciłem całkowitą przytomność.
*Mercy*
Siedziałam w zimnym w pokoju, w którym nikogo nie było poza mną. Już drugi raz porwana. Kurde przecież to nie jest normalne. Chcę się stąd jak najszybciej wydostać, tylko jak? Okna są szczelnie zadeskowane i zamknięte. A drzwi są zamknięte na klucz, a przecież nie będę w nie walić jak jakaś wariatka, bo i tak to usłyszą. Nagle przypomniało mi się,że w kieszeni mam telefon. Szybko go wyciągnęłam i wystukałam numer do Jacoba. Kurde nie odbiera. Zadzwoniłam do Clary. Tak samo jak Jacob nie odbiera. A może coś im się stało. Kurde Mercy nie myśl o tym. Weź się w garść. Nagle drzwi się otworzyły, a w progu stanął blondyn,który mnie "porwał".
-O, jak miło Cię widzieć-powiedział uśmiechając się w moją stronę.
-Taa, a mi Ciebie jakoś nie-odwarknęłam.
-Spokojnie, jakoś z czasem się przyzwyczaisz-odpowiedział grzecznie i spokojnie.
-Co?, jak to z czasem? Chcecie mnie tu na wieczność trzymać?!-zapytałam przerażona.
-Może..-powiedział tajemniczo. Boże już go nienawidzę.
-Ale,że wy mnie chcecie zabić? Czy o co chodzi? Dlaczego mnie porwaliście?-dopytywałam.
-A, tego się już dowiesz w swoim czasie, ale powiem Ci jedno. Nie porwaliśmy Ciebie, tylko my chcemy, a w sumie ja chcę mieć Ciebie w naszym gangu-wytłumaczył.
-Ale...-chciałam już coś powiedzieć, ale chłopak mi przerwał.
-Koniec pytań! Ubierz się w to i jak już będziesz gotowa zejdź na dół do salonu-rozkazał dając mi nieznane ubrania do ręki.
Ashton wyszedł puszczając mi przy tym oczko. Popatrzałam się na te ubrania,które przed chwilą dostałam, a chwilę później mój wzrok powędrował na moje obecne ciuchy. Były całe brudne i w niektórych miejscach były nawet dziury. Tak jak blondyn rozkazał tak zrobiłam.Rzeczy idealnie na mnie leżały. Powoli otworzyłam drzwi i powędrowałam do salonu. W pomieszczeniu siedziało 3 mężczyzn.
-Ooo, widzę,że już gotowa, ty to szybka laska jesteś-powiedział Ashton podchodząc do mnie i obejmując w pasie.
-Taa-przeciągnęłam.
-No, więc jak już masz wszystko i w ogóle to możemy jechać-oznajmił brązowooki.
-Ale, Ashton musimy poczekać na Luke'a-powiedział czarnowłosy.
-A no tak. Prawdopodobnie ma jakąś dziewczynę-zaśmiał się człowiek,który ciągle mnie obejmował.
Niespodziewanie usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi do domu.
-Znalazłem naszą zgubę!-krzyknął głos docierający z góry.
Po schodach schodził chłopak, ale nie sam. Zobaczyłam,że niesie nie przytomną Clarę.
-Boże, Clara!-wydarłam się.
-Ona i tak Ciebie nie usłyszy. -odpowiedział śmiejąc się.
-Co jej zrobiłeś?! Jak coś jej będzie, to pożałujesz tego!-wykrzyczałam mu w twarz.
-Taka mała i drobna istotka jak ty chce mi coś zrobić?-spytał się.
-Dobra, dobra uspokujcie się, zaraz jedziemy do tych chłopaczków i sobie inaczej porozmawiamy-rozkazał Ashton.
Chłopak lekko wziął mnie za dłoń i wyszliśmy wszyscy z domu. Usiadłam wygodnie w aucie i trzymałam głowę Clary na moich kolanach, a reszta jej ciała leżała na chłopaku,który ją porwał. Chyba ma na imię Luke. Ciągle głaskałam przyjaciółkę po głowie i błagałam żeby się obudziła. Po moich policzkach spływało mnóstwo łez. Po chwili brunetka zaczęła mrugać powiekami.
-Clara-powiedziałam szeptając.
Przyjaciółka na mnie popatrzała, uśmiechnęła się i jak najmocniej mogła przytuliła mnie.
-Boże, Mercy tak tęskniłam za Tobą-odpowiedziała dalej mnie tuląc.
-Ja też-powiedziałam.
Barson pomału się podniosła i usiadła. Wystraszonymi oczami popatrzała na resztę.
-O, widzę,że już się obudziłaś słoneczko-wydukał rozpromieniony Luke.
-Nie mów do mnie słoneczko-warknęła zła i przysunęła się do mnie.
-Uspokój się, jesteśmy w drodze do waszych kochanych chłopaków-oznajmił nam.
Nikt już nic nie skomentował. Jechaliśmy resztę drogi w ciszy.
-Już jesteśmy-powiedział kolorowowłosy chłopak.
Gdy zobaczyłyśmy, jak chłopaki wychodzą my także wyszłyśmy. Złapałam niepewnie Clarę za rękę. W oknie ujrzałam Nialla,który był zły. Nie on nie był zły. On był wręcz na maksa wkurwiony. Wszyscy wyszli z domu. Zobaczyłam jak Louis kuleję na jedną nogę.
-No i znowu się spotykamy-powiedział uśmiechnięty czarnowłosy. Modliłam się o to,żeby znów nie doszło do jakiejś bójki między chłopakami. Ashton i reszta chłopaków wyciągnęło pistolety. Podeszłam niepewnie do chłopaka.
-Ashton, proszę nie rób im krzywdy-poprosiłam.
-Ale dlaczego?-zaśmiał się.
-No, bo tak. Oni niczym nie zawinili-broniłam ich.
-O niczym nie wiesz, więc nie wtykaj się w nie swoje sprawy, złotko-odpowiedział grzecznie popychając mnie, przez co upadłam na ziemię.
-Mercy!- usłyszałam krzyk Louisa.
Blondyn już chciał wycelować do chłopaka, ale ja szybko wstałam i podbiegłam do Louisa,żeby go osłonić. Louis chwycił mnie za rękę i upadliśmy na ziemię. Leżałam na jego klatce piersiowej i patrzałam w jego cudowne niebieskie oczy.
-Mercy, zabierz ze sobą Clarę i schowajcie się do domu. Ukryjcie się u góry w jakimś pokoju i przytrzaśnijcie je jakąś szafką albo krzesłem, i pod żadnym pozorem nie wolno wam wychodzić z tego pokoju, a tym bardziej z domu-rozkazał szeptem.
-Ale, ja nie chcę,żeby drugi raz Ci się coś stało-oznajmiłam błagalnie.
-Nic mi się teraz nie stanie,obiecuję-odpowiedział i musnął delikatnie moje usta.
Niebieskooki lekko się do mnie uśmiechnął i pokazał,że już mam biec. Wstałam z Tomlinsona, pobiegłam po Clarę, wzięłam ją za rękę i jak najszybciej pobiegłyśmy do domu. Wbiegłyśmy do pokoju i zobaczyłyśmy dużą szafę. Przysunęłyśmy ją do drzwi.
-Jak Louisowi coś się stanie, nie wybaczę tego sobie-wykrztusiłam szlochając.
-Nic mu się nie stanie, spokojnie-odpowiedziała pocieszając mnie i przytuliła mnie.
Po 15 minutach zobaczyłyśmy jak drugi gang odjeżdża, a chłopcy "trochę" poszkodowani idą do domu. Powoli odsunęłyśmy szafkę i poszłyśmy do chłopaków.
Gdy zobaczyłam niebieskookiego od razu do niego podbiegłam i rzuciłam mu się prosto w ramiona i zaczęłam płakać.
-Cii, nie płacz. Oni już sobie pojechali. Nic już wam nie zrobią-tłumaczył.
-Tak się bałam,że wam coś zrobią-powiedziałam jąkając się.
-Ale jak widzisz, jesteśmy cali-zaśmiał się.
-To nie jest śmieszne-wybełkotałam niezadowolona.
-To znaczy,że jesteśmy już bezpieczne?-spytała z nadzieją Clara.
-Tak, raczej tak-odpowiedział Liam.
Przez resztę dnia byłam nieco zamyślona tym co się dzisiaj stanie. A jeżeli oni powrócą? Pewnie sobie tak teraz nie odpuszczą, że nas zostawili.
Po wyjściu z domu razem z Clarą, skierowaliśmy się do lasu, jednak dziewczyna miała przeczucie,że ktoś nas śledzi.
-Jacob,wydaję mi się,że ktoś nas śledzi-wyszeptała cicho.
-Dlaczego?-zapytałem głupio.
-Zatrzymaj się na chwilę-powiedziała, a ja zrobiłem to o co mnie prosiła.
Zauważyłem jak Barson odwraca swoją głowę do tyłu. Ja także to zrobiłem i ujrzałem czarne auto. Widziałem przerażenie w oczach u Clary, dlatego wziąłem ją pod rękę i jak najszybciej chciałem z nią wyjść, ale ktoś nam przeszkodził.
-Czas na Ciebie kochanie-powiedział głos mężczyzny.
-Proszę nie rób jej krzywdy!-wykrzyczałem.
Mężczyzna zaśmiał się głośno. Przez chwilę toczyła się rozmowa między brunetką, a chłopakiem. Nagle ktoś mnie uderzył w plecy przez co straciłem całkowitą przytomność.
*Mercy*
Siedziałam w zimnym w pokoju, w którym nikogo nie było poza mną. Już drugi raz porwana. Kurde przecież to nie jest normalne. Chcę się stąd jak najszybciej wydostać, tylko jak? Okna są szczelnie zadeskowane i zamknięte. A drzwi są zamknięte na klucz, a przecież nie będę w nie walić jak jakaś wariatka, bo i tak to usłyszą. Nagle przypomniało mi się,że w kieszeni mam telefon. Szybko go wyciągnęłam i wystukałam numer do Jacoba. Kurde nie odbiera. Zadzwoniłam do Clary. Tak samo jak Jacob nie odbiera. A może coś im się stało. Kurde Mercy nie myśl o tym. Weź się w garść. Nagle drzwi się otworzyły, a w progu stanął blondyn,który mnie "porwał".
-O, jak miło Cię widzieć-powiedział uśmiechając się w moją stronę.
-Taa, a mi Ciebie jakoś nie-odwarknęłam.
-Spokojnie, jakoś z czasem się przyzwyczaisz-odpowiedział grzecznie i spokojnie.
-Co?, jak to z czasem? Chcecie mnie tu na wieczność trzymać?!-zapytałam przerażona.
-Może..-powiedział tajemniczo. Boże już go nienawidzę.
-Ale,że wy mnie chcecie zabić? Czy o co chodzi? Dlaczego mnie porwaliście?-dopytywałam.
-A, tego się już dowiesz w swoim czasie, ale powiem Ci jedno. Nie porwaliśmy Ciebie, tylko my chcemy, a w sumie ja chcę mieć Ciebie w naszym gangu-wytłumaczył.
-Ale...-chciałam już coś powiedzieć, ale chłopak mi przerwał.
-Koniec pytań! Ubierz się w to i jak już będziesz gotowa zejdź na dół do salonu-rozkazał dając mi nieznane ubrania do ręki.
Ashton wyszedł puszczając mi przy tym oczko. Popatrzałam się na te ubrania,które przed chwilą dostałam, a chwilę później mój wzrok powędrował na moje obecne ciuchy. Były całe brudne i w niektórych miejscach były nawet dziury. Tak jak blondyn rozkazał tak zrobiłam.Rzeczy idealnie na mnie leżały. Powoli otworzyłam drzwi i powędrowałam do salonu. W pomieszczeniu siedziało 3 mężczyzn.
-Ooo, widzę,że już gotowa, ty to szybka laska jesteś-powiedział Ashton podchodząc do mnie i obejmując w pasie.
-Taa-przeciągnęłam.
-No, więc jak już masz wszystko i w ogóle to możemy jechać-oznajmił brązowooki.
-Ale, Ashton musimy poczekać na Luke'a-powiedział czarnowłosy.
-A no tak. Prawdopodobnie ma jakąś dziewczynę-zaśmiał się człowiek,który ciągle mnie obejmował.
Niespodziewanie usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi do domu.
-Znalazłem naszą zgubę!-krzyknął głos docierający z góry.
Po schodach schodził chłopak, ale nie sam. Zobaczyłam,że niesie nie przytomną Clarę.
-Boże, Clara!-wydarłam się.
-Ona i tak Ciebie nie usłyszy. -odpowiedział śmiejąc się.
-Co jej zrobiłeś?! Jak coś jej będzie, to pożałujesz tego!-wykrzyczałam mu w twarz.
-Taka mała i drobna istotka jak ty chce mi coś zrobić?-spytał się.
-Dobra, dobra uspokujcie się, zaraz jedziemy do tych chłopaczków i sobie inaczej porozmawiamy-rozkazał Ashton.
Chłopak lekko wziął mnie za dłoń i wyszliśmy wszyscy z domu. Usiadłam wygodnie w aucie i trzymałam głowę Clary na moich kolanach, a reszta jej ciała leżała na chłopaku,który ją porwał. Chyba ma na imię Luke. Ciągle głaskałam przyjaciółkę po głowie i błagałam żeby się obudziła. Po moich policzkach spływało mnóstwo łez. Po chwili brunetka zaczęła mrugać powiekami.
-Clara-powiedziałam szeptając.
Przyjaciółka na mnie popatrzała, uśmiechnęła się i jak najmocniej mogła przytuliła mnie.
-Boże, Mercy tak tęskniłam za Tobą-odpowiedziała dalej mnie tuląc.
-Ja też-powiedziałam.
Barson pomału się podniosła i usiadła. Wystraszonymi oczami popatrzała na resztę.
-O, widzę,że już się obudziłaś słoneczko-wydukał rozpromieniony Luke.
-Nie mów do mnie słoneczko-warknęła zła i przysunęła się do mnie.
-Uspokój się, jesteśmy w drodze do waszych kochanych chłopaków-oznajmił nam.
Nikt już nic nie skomentował. Jechaliśmy resztę drogi w ciszy.
-Już jesteśmy-powiedział kolorowowłosy chłopak.
Gdy zobaczyłyśmy, jak chłopaki wychodzą my także wyszłyśmy. Złapałam niepewnie Clarę za rękę. W oknie ujrzałam Nialla,który był zły. Nie on nie był zły. On był wręcz na maksa wkurwiony. Wszyscy wyszli z domu. Zobaczyłam jak Louis kuleję na jedną nogę.
-No i znowu się spotykamy-powiedział uśmiechnięty czarnowłosy. Modliłam się o to,żeby znów nie doszło do jakiejś bójki między chłopakami. Ashton i reszta chłopaków wyciągnęło pistolety. Podeszłam niepewnie do chłopaka.
-Ashton, proszę nie rób im krzywdy-poprosiłam.
-Ale dlaczego?-zaśmiał się.
-No, bo tak. Oni niczym nie zawinili-broniłam ich.
-O niczym nie wiesz, więc nie wtykaj się w nie swoje sprawy, złotko-odpowiedział grzecznie popychając mnie, przez co upadłam na ziemię.
-Mercy!- usłyszałam krzyk Louisa.
Blondyn już chciał wycelować do chłopaka, ale ja szybko wstałam i podbiegłam do Louisa,żeby go osłonić. Louis chwycił mnie za rękę i upadliśmy na ziemię. Leżałam na jego klatce piersiowej i patrzałam w jego cudowne niebieskie oczy.
-Mercy, zabierz ze sobą Clarę i schowajcie się do domu. Ukryjcie się u góry w jakimś pokoju i przytrzaśnijcie je jakąś szafką albo krzesłem, i pod żadnym pozorem nie wolno wam wychodzić z tego pokoju, a tym bardziej z domu-rozkazał szeptem.
-Ale, ja nie chcę,żeby drugi raz Ci się coś stało-oznajmiłam błagalnie.
-Nic mi się teraz nie stanie,obiecuję-odpowiedział i musnął delikatnie moje usta.
Niebieskooki lekko się do mnie uśmiechnął i pokazał,że już mam biec. Wstałam z Tomlinsona, pobiegłam po Clarę, wzięłam ją za rękę i jak najszybciej pobiegłyśmy do domu. Wbiegłyśmy do pokoju i zobaczyłyśmy dużą szafę. Przysunęłyśmy ją do drzwi.
-Jak Louisowi coś się stanie, nie wybaczę tego sobie-wykrztusiłam szlochając.
-Nic mu się nie stanie, spokojnie-odpowiedziała pocieszając mnie i przytuliła mnie.
Po 15 minutach zobaczyłyśmy jak drugi gang odjeżdża, a chłopcy "trochę" poszkodowani idą do domu. Powoli odsunęłyśmy szafkę i poszłyśmy do chłopaków.
Gdy zobaczyłam niebieskookiego od razu do niego podbiegłam i rzuciłam mu się prosto w ramiona i zaczęłam płakać.
-Cii, nie płacz. Oni już sobie pojechali. Nic już wam nie zrobią-tłumaczył.
-Tak się bałam,że wam coś zrobią-powiedziałam jąkając się.
-Ale jak widzisz, jesteśmy cali-zaśmiał się.
-To nie jest śmieszne-wybełkotałam niezadowolona.
-To znaczy,że jesteśmy już bezpieczne?-spytała z nadzieją Clara.
-Tak, raczej tak-odpowiedział Liam.
Przez resztę dnia byłam nieco zamyślona tym co się dzisiaj stanie. A jeżeli oni powrócą? Pewnie sobie tak teraz nie odpuszczą, że nas zostawili.
Już 8 rozdział :) Zostawcie po sobie jakiś ślad.
Do zobaczenia w piątek :D
Sandra.
piątek, 19 grudnia 2014
Rozdział 7
*Clara*
Odrywając się od Jacoba, popatrzyłam jeszcze raz na niego ze łzami w oczach i odezwałam się.
- Nie martw się, pomogę ci znaleźć Vanessę. - kolejny raz go przytuliłam.
Dlaczego aż tak duże nie szczęście spotkało nas? Mnie, Mercy i Jacoba? Jesteśmy uwięzieni w domu z pięcioma niebezpiecznymi chłopakami, sami zdani na siebie i innych. Jeszcze w dodatku kolejny gang porwał moją przyjaciółkę. Jeśli coś jej zrobią, nie daruje im tego. Może jestem grzeczna i miła, ale jeśli chodzi o bliskie mi osoby, nie mam umiaru. Zrobią jej krzywdę, ja im odpłacę. Nie wiem jak i kiedy, ale na pewno to zrobię.
Wstałam z podłogi i podeszłam do drzwi, uchylając je i oglądając otoczenie wokół. Jacob stanął koło mnie i także wyjrzał przez framugę.
- Nikogo chyba nie ma. - powiedziałam - jeśli dobrze nam pójdzie, uda nam się uciec.
- Chcesz uciekać? Podoba mi się. - odpowiedział z chytrym uśmiechem do mnie.
Odwzajemniłam gest i po cicho ruszyłam przed siebie. Modliłam się o to, aby deski pod moimi stopami nie skrzypiały. Chłopak za mną też starał się być cicho.
- Czekaj, stój. - szepnęłam no niego.
Na dole usłyszałam dźwięki, jakby krzątania się. Dochodziły one z kuchni.
- Kurwa, musiał akurat teraz ktoś tu być? - westchnął Jacob.
- Chyba nie jesteś aż tak głupi żeby myśleć, że zostawili nas bez opieki? - zadrwiłam z niego.
- Eee, nie wiem co mam odpowiedzieć. - znowu uśmiechnął się.
Zaśmiałam się w myślach. Nie wieże, że taki ktoś jak on jest moim przyjacielem. To są normalnie dwa, odmienne świata. Ale bez względu na to jaki jest i tak go kocham, tak po przyjacielsku.
Tajemniczą osobą w kuchni okazał się Liam, któremu zadzwonił telefon. Wyciągnął go z kieszeni i przyłożył do ucha. Postanowiłam podsłuchać rozmowę.
- No hej stary, co jest? Ale teraz? Przecież nie mogę zostawić ich samych. Nie wiem, poczekaj. - powiedział i podszedł bliżej schodów, a ja i Jacob automatycznie cofnęliśmy się do tyłu, aby nas nie zauważył. Nagle krzyknął:
- Clara! - siedziałam cicho.
- Nie odpowiedziała, pewnie usnęła tam z tym chłopakiem. Jak coś to będzie twoja wina. Dobra, będę za 10 minut. - rozłączył się, podszedł do szafki, chwycił portfel, klucze i wyszedł z domu.
Ale mamy farta. Chyba nikogo więcej w tej willi nie ma. Tak willi, można od razu poznać, jest ogromna. Jacob już chciał schodzić swobodnie po schodach, lecz zatrzymałam go.
- Czekaj chwile.
- Czemu? - zapytał.
- Gdyby miał wrócić jeszcze po coś, przyłapał by cię. - odpowiedziałam i pociągnęłam go za koszulkę do tyłu, patrząc w okno, które znajdowało się w salonie na parterze. Czarny Land Rover odjechał, a więc droga wolna.
- Dobra, możemy schodzić, ale po cichu. - ostrzegłam.
Zeszliśmy raz dwa i rozglądając się, szukaliśmy jakichkolwiek znaków obecności innych osób. Cisza i spokój. Idealnie, teraz nikt nie będzie nam mógł przeszkodzić. Podeszłam do drzwi głównych i przekręciłam zamek. Powoli otwarłam je i wyszłam razem z Jacobem. Zamknęłam je z powrotem, aby gang Liama nie dowiedział się tak szybko, że uciekliśmy.
- Gdzie biegniemy? - zapytał. Oczywiście ja wszystko musiałam sama obmyślać. Przyzwyczaiłam już się do tego.
- Obojętnie, byle byśmy uciekli, nie wiem nawet gdzie jesteśmy, wiec jedno mi to. - powiedziałam i ruszyłam do furtki, przekraczając jej próg.
Za chwile koło mnie pojawił się mój głupi przyjaciel. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że nie daleko nas po raz kolejny zobaczyłam czarne BMV. Tak, te same które widziałam ostatnio. Te, z którego wysiadał wysoki blondyn. Kurwa. Nie byłam pewna czy ktoś w nim siedzi, ale lepiej by było, gdyby tam nikogo nie było. Jacob zauważył mój przestraszony wzrok.
- Coś się stało? - spytał troskliwym głosem. Raz był głupi, a raz miły i opiekuńczy. To nie ma logiki.
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Dalej stałam i gapiłam się na ciemny samochód. Czemu musiał mieć przyciemnione szyby? Ugh... Dobra Clara, weź się w garść, idziesz drugą drogą. Obróciłam się w przeciwnym kierunku od BMV i zaczęłam iść.
- Chodź, - powiedziałam.
Szliśmy w ciszy, ale nie przeszkadzała mi ona. Była nawet miła, ale ja nie byłam spokojna. Ciągle czułam, że ktoś nas śledzi i słyszałam za sobą dźwięk silnika samochodu, ale nie byłam na tyle odważna, żeby spojrzeć za siebie.
Szliśmy już dobre 15 minut, gdy doszliśmy do pobliskiego, małego lasu. Miejsce w którym się znajdowaliśmy, potęgowało mój strach. Było coraz ciemniej. Postanowiłam powiedzieć przyjacielowi co czuję.
- Jacob, wydaje mi się, że ktoś nas śledzi - wyszeptałam cicho.
- Dlaczego? - zapytał. I znowu zmiana z opiekuńczego, na głupiego. Ja pierdole.
- Zatrzymaj się na chwilę. - powiedziałam a on zrobił to, o co go prosiłam.
Postanowiłam wziąć się w garść i spojrzeć do tyłu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam to, czego się spodziewałam. Niedaleko stało czarne auto, ale tym razem mogłam stwierdzić czy ktoś w nim siedział. Nie było nikogo. Mogłoby dać to otuchę, ale nie mi. Ja wiedziałam, że jeśli tam nikogo nie ma, to znaczy, że coś się dzieje. Coś złego. Czułam to, bo dowiedziałam się już jacy są koledzy tego blondyna, jak i sam on. Nie było tutaj nic zabawnego. Bałam się, tak cholernie się bałam, że coś mi się stanie i mojemu przyjacielowi.
- Znowu patrzysz tym wystraszonym wzrokiem. - głos Jacoba wyrwał mnie z nurtu myśli.
- Boję się, kurwa Jacob boję się. - powiedziałam z nieco podniesionym głosem.
- Nic nam się nie stanie, nie mart się. - próbował mnie uspokoić.
- Nie, ty nic nie rozumiesz. Ja wiem, że dzieje się coś złego. - zadrżałam.
- Dobra, chodźmy lepiej dalej. - chwycił mnie za ramię i poprowadził przed siebie.
Przed siebie w głąb, czarnego i strasznego lasu. Nie podobało mi się to. Ciągle czułam to nieustające uczucie, że ktoś mnie śledzi, nie mogłam tego powstrzymać. Spowolniłam kroku, dadząc do zrozumienia chłopakowi, aby także on to zrobił. Jeszcze raz obejrzałam się za siebie, ale wtedy żałowałam tego, co zrobiłam.
- Czas na ciebie, kochanie. - powiedział głos mężczyzny.
- Proszę, nie rób jej krzywdy! - wykrzyczał przyjaciel. Mężczyzna zaśmiał się głośno i basowo.
- Ależ dlaczego? Przecież taka panienka nam się przyda, tymbardziej, że już jedną mamy, a przydała by się kolejna. - powiedział.
- Macie Mercy? Jak jej kurwa coś zrobiliście to pożałujecie tego. - warknęłam. Nie byłam zadowolona z obecnej sytuacji.
- Kotku, mamy swoje zasady i możemy sobie robić co chcemy. - zakpił. - I jeszcze jedno. Myślisz, że zrobisz nam krzywdę? Ty? Zabawne, - znowu się zaśmiał. Teraz to już kipiałam złością, ale z jednej strony miał rację. Jestem tylko zwykłą, bezbronną dziewczyną. Tylko.
- Nawet mnie nie wkurwiaj. - próbowałam udawać twardą.
- Możesz sobie uważać jak chcesz, ale dla mnie to śmieszne. - powiedział. W myślach już widziałam uśmiech na jego twarzy.
- Spierdalaj ode mnie i moich przyjaciół! - wykrzyczałam mu prosto w twarz.
- Nie będę tracił czasu na bawienie się z tobą.
Jedyne co usłyszałam to krzyk Jacoba i upadek na ziemię. Później zostałam przyciągnięta do kogoś silnymi rękami i wsadzona do samochodu. Zdążyłam tylko krzyknąć głośne "pomocy!", potem ktoś przyłożył mi szmatkę do ust z dziwnym zapachem. Straciłam przytomność.
Oto 7 rozdział :) Takiej średniej długości, weny nie miałam ;/
KOMENTUJCIE!
Do zobaczenia w poniedziałek :)
Dominika
Odrywając się od Jacoba, popatrzyłam jeszcze raz na niego ze łzami w oczach i odezwałam się.
- Nie martw się, pomogę ci znaleźć Vanessę. - kolejny raz go przytuliłam.
Dlaczego aż tak duże nie szczęście spotkało nas? Mnie, Mercy i Jacoba? Jesteśmy uwięzieni w domu z pięcioma niebezpiecznymi chłopakami, sami zdani na siebie i innych. Jeszcze w dodatku kolejny gang porwał moją przyjaciółkę. Jeśli coś jej zrobią, nie daruje im tego. Może jestem grzeczna i miła, ale jeśli chodzi o bliskie mi osoby, nie mam umiaru. Zrobią jej krzywdę, ja im odpłacę. Nie wiem jak i kiedy, ale na pewno to zrobię.
Wstałam z podłogi i podeszłam do drzwi, uchylając je i oglądając otoczenie wokół. Jacob stanął koło mnie i także wyjrzał przez framugę.
- Nikogo chyba nie ma. - powiedziałam - jeśli dobrze nam pójdzie, uda nam się uciec.
- Chcesz uciekać? Podoba mi się. - odpowiedział z chytrym uśmiechem do mnie.
Odwzajemniłam gest i po cicho ruszyłam przed siebie. Modliłam się o to, aby deski pod moimi stopami nie skrzypiały. Chłopak za mną też starał się być cicho.
- Czekaj, stój. - szepnęłam no niego.
Na dole usłyszałam dźwięki, jakby krzątania się. Dochodziły one z kuchni.
- Kurwa, musiał akurat teraz ktoś tu być? - westchnął Jacob.
- Chyba nie jesteś aż tak głupi żeby myśleć, że zostawili nas bez opieki? - zadrwiłam z niego.
- Eee, nie wiem co mam odpowiedzieć. - znowu uśmiechnął się.
Zaśmiałam się w myślach. Nie wieże, że taki ktoś jak on jest moim przyjacielem. To są normalnie dwa, odmienne świata. Ale bez względu na to jaki jest i tak go kocham, tak po przyjacielsku.
Tajemniczą osobą w kuchni okazał się Liam, któremu zadzwonił telefon. Wyciągnął go z kieszeni i przyłożył do ucha. Postanowiłam podsłuchać rozmowę.
- No hej stary, co jest? Ale teraz? Przecież nie mogę zostawić ich samych. Nie wiem, poczekaj. - powiedział i podszedł bliżej schodów, a ja i Jacob automatycznie cofnęliśmy się do tyłu, aby nas nie zauważył. Nagle krzyknął:
- Clara! - siedziałam cicho.
- Nie odpowiedziała, pewnie usnęła tam z tym chłopakiem. Jak coś to będzie twoja wina. Dobra, będę za 10 minut. - rozłączył się, podszedł do szafki, chwycił portfel, klucze i wyszedł z domu.
Ale mamy farta. Chyba nikogo więcej w tej willi nie ma. Tak willi, można od razu poznać, jest ogromna. Jacob już chciał schodzić swobodnie po schodach, lecz zatrzymałam go.
- Czekaj chwile.
- Czemu? - zapytał.
- Gdyby miał wrócić jeszcze po coś, przyłapał by cię. - odpowiedziałam i pociągnęłam go za koszulkę do tyłu, patrząc w okno, które znajdowało się w salonie na parterze. Czarny Land Rover odjechał, a więc droga wolna.
- Dobra, możemy schodzić, ale po cichu. - ostrzegłam.
Zeszliśmy raz dwa i rozglądając się, szukaliśmy jakichkolwiek znaków obecności innych osób. Cisza i spokój. Idealnie, teraz nikt nie będzie nam mógł przeszkodzić. Podeszłam do drzwi głównych i przekręciłam zamek. Powoli otwarłam je i wyszłam razem z Jacobem. Zamknęłam je z powrotem, aby gang Liama nie dowiedział się tak szybko, że uciekliśmy.
- Gdzie biegniemy? - zapytał. Oczywiście ja wszystko musiałam sama obmyślać. Przyzwyczaiłam już się do tego.
- Obojętnie, byle byśmy uciekli, nie wiem nawet gdzie jesteśmy, wiec jedno mi to. - powiedziałam i ruszyłam do furtki, przekraczając jej próg.
Za chwile koło mnie pojawił się mój głupi przyjaciel. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że nie daleko nas po raz kolejny zobaczyłam czarne BMV. Tak, te same które widziałam ostatnio. Te, z którego wysiadał wysoki blondyn. Kurwa. Nie byłam pewna czy ktoś w nim siedzi, ale lepiej by było, gdyby tam nikogo nie było. Jacob zauważył mój przestraszony wzrok.
- Coś się stało? - spytał troskliwym głosem. Raz był głupi, a raz miły i opiekuńczy. To nie ma logiki.
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Dalej stałam i gapiłam się na ciemny samochód. Czemu musiał mieć przyciemnione szyby? Ugh... Dobra Clara, weź się w garść, idziesz drugą drogą. Obróciłam się w przeciwnym kierunku od BMV i zaczęłam iść.
- Chodź, - powiedziałam.
Szliśmy w ciszy, ale nie przeszkadzała mi ona. Była nawet miła, ale ja nie byłam spokojna. Ciągle czułam, że ktoś nas śledzi i słyszałam za sobą dźwięk silnika samochodu, ale nie byłam na tyle odważna, żeby spojrzeć za siebie.
Szliśmy już dobre 15 minut, gdy doszliśmy do pobliskiego, małego lasu. Miejsce w którym się znajdowaliśmy, potęgowało mój strach. Było coraz ciemniej. Postanowiłam powiedzieć przyjacielowi co czuję.
- Jacob, wydaje mi się, że ktoś nas śledzi - wyszeptałam cicho.
- Dlaczego? - zapytał. I znowu zmiana z opiekuńczego, na głupiego. Ja pierdole.
- Zatrzymaj się na chwilę. - powiedziałam a on zrobił to, o co go prosiłam.
Postanowiłam wziąć się w garść i spojrzeć do tyłu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam to, czego się spodziewałam. Niedaleko stało czarne auto, ale tym razem mogłam stwierdzić czy ktoś w nim siedział. Nie było nikogo. Mogłoby dać to otuchę, ale nie mi. Ja wiedziałam, że jeśli tam nikogo nie ma, to znaczy, że coś się dzieje. Coś złego. Czułam to, bo dowiedziałam się już jacy są koledzy tego blondyna, jak i sam on. Nie było tutaj nic zabawnego. Bałam się, tak cholernie się bałam, że coś mi się stanie i mojemu przyjacielowi.
- Znowu patrzysz tym wystraszonym wzrokiem. - głos Jacoba wyrwał mnie z nurtu myśli.
- Boję się, kurwa Jacob boję się. - powiedziałam z nieco podniesionym głosem.
- Nic nam się nie stanie, nie mart się. - próbował mnie uspokoić.
- Nie, ty nic nie rozumiesz. Ja wiem, że dzieje się coś złego. - zadrżałam.
- Dobra, chodźmy lepiej dalej. - chwycił mnie za ramię i poprowadził przed siebie.
Przed siebie w głąb, czarnego i strasznego lasu. Nie podobało mi się to. Ciągle czułam to nieustające uczucie, że ktoś mnie śledzi, nie mogłam tego powstrzymać. Spowolniłam kroku, dadząc do zrozumienia chłopakowi, aby także on to zrobił. Jeszcze raz obejrzałam się za siebie, ale wtedy żałowałam tego, co zrobiłam.
- Czas na ciebie, kochanie. - powiedział głos mężczyzny.
- Proszę, nie rób jej krzywdy! - wykrzyczał przyjaciel. Mężczyzna zaśmiał się głośno i basowo.
- Ależ dlaczego? Przecież taka panienka nam się przyda, tymbardziej, że już jedną mamy, a przydała by się kolejna. - powiedział.
- Macie Mercy? Jak jej kurwa coś zrobiliście to pożałujecie tego. - warknęłam. Nie byłam zadowolona z obecnej sytuacji.
- Kotku, mamy swoje zasady i możemy sobie robić co chcemy. - zakpił. - I jeszcze jedno. Myślisz, że zrobisz nam krzywdę? Ty? Zabawne, - znowu się zaśmiał. Teraz to już kipiałam złością, ale z jednej strony miał rację. Jestem tylko zwykłą, bezbronną dziewczyną. Tylko.
- Nawet mnie nie wkurwiaj. - próbowałam udawać twardą.
- Możesz sobie uważać jak chcesz, ale dla mnie to śmieszne. - powiedział. W myślach już widziałam uśmiech na jego twarzy.
- Spierdalaj ode mnie i moich przyjaciół! - wykrzyczałam mu prosto w twarz.
- Nie będę tracił czasu na bawienie się z tobą.
Jedyne co usłyszałam to krzyk Jacoba i upadek na ziemię. Później zostałam przyciągnięta do kogoś silnymi rękami i wsadzona do samochodu. Zdążyłam tylko krzyknąć głośne "pomocy!", potem ktoś przyłożył mi szmatkę do ust z dziwnym zapachem. Straciłam przytomność.
Oto 7 rozdział :) Takiej średniej długości, weny nie miałam ;/
KOMENTUJCIE!
Do zobaczenia w poniedziałek :)
Dominika
poniedziałek, 15 grudnia 2014
Rozdział 6
*Mercy*
-Musimy Ciebie przesłuchać-oznajmił nieco poważnie niebieskooki.
Popatrzałam na niego wystraszonymi oczami i przełknęłam ślinę. Boże, w co ja się wpakowałam.
Nagle drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wparował wściekły czarnowłosy.
-Louis, Niall potrzebujemy was, ktoś postanowił nas odwiedzić-powiedział groźnie.
Chłopacy widocznie wiedzieli o co chodzi,bo od razu wybiegli przeklinając.
-Nie wychodź z tego pokoju, a najlepiej ukryj się. Poszukaj jakiegoś miejsca w tym pokoju i po prostu się ukryj-rozkazał mi chłopak.
-Do...Dobrze-odpowiedziałam przerażona.
Gdy chłopak wybiegł, ja szybko zamknęłam drzwi i od razu podbiegłam do okna,aby zobaczyć co się dzieję. Ale to co zobaczyłam przeszło samo siebie. Ujrzałam duży czarny samochód, a obok niego jakiegoś mężczyznę, który okładał pięściami Louisa.Czekaj, czekaj.. Czy to Louis?! W tej chwili serce mnie ukuło. Żal mi go jest. Boże Mercy o czym ty myślisz. On was porwał, a Tobie jest go żal. Chwilę później mój wzrok natknął się Clarę. Clara trzymała w dłoni pistolet i była obejmowana przez Liama. Nie umiałam dalej tak patrzeć jak brunet cierpi, więc postanowiłam wyjść z budynku i coś zdziałać, ale w mojej głowie była totalna pustka.. No cóż... Co będzie, to będzie. Dobra Mercy, otwieraj te drzwi. Gdy otworzyłam drzwi najpierw popatrzałam czy nikt na mnie nie patrzy,a dopiero potem na ucieczkę. Niemal przekroczyłam próg, a już wszystkie wzroki były na mnie skierowane.
-No co tak stoisz?! łap ją!-usłyszałam donośny głos chłopaka, który miał dziwnego koloru włosy.
Widziałam jak chłopak daje sobie spokój z Louisem i biegnie prosto do mnie.
Wiedziałam,że to ten moment. Szybko podbiegłam do przyjaciółki, chwyciłam ją za rękę.
-Prędko,uciekajmy!-krzyknęłam do niej.
Dziewczyna nie zastanawiając się ścisnęła moją dłoń i biegła razem ze mną. Biegłyśmy prosto do lasu, który był na prosto od domu. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam wściekłego mężczyznę. Nagle potknęłam się wystającą gałąź i upadłam.
-Clara, biegnij dalej!-krzyknęłam do przyjaciółki.
-Ale, ale ja Ciebie nie zostawię tutaj-powiedziała.
-Biegnij!-rozkazałam jej.
Clara posłuchała mnie i postanowiła biec dalej. Ja tymczasem postanowiłam wstać, ale chłopak był szybszy i przygwoździł mnie do ziemi.
-I co teraz hmm?-zaśmiał się.
-Co, zabijesz mnie?-spytałam z ironią.
-Nie,chociaż mógłbym to zrobić-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Wypuść mnie!-zażądałam.
-Chyba sobie kpisz-zaśmiał się sarkastycznie.
-No chyba nie-odpowiedziałam i kopnęłam go w czułe miejsce.
Chłopak przewrócił się na bok i zaczął stękać, a ja to wykorzystałam, wstałam i zaczęłam biec na ile to było mi dane.
Chłopak w miarę się ogarnął i zaczął mnie doganiać. Chwycił mnie za nadgarstek i znów przygwoździł do drzewa.
-Nie ładnie mi tak uciekać, nie ładnie-powiedział groźnie.
-Czego ty od nas chcesz?!-spytałam się błagalnie.
-Chcę Ciebie. Muszę Cię mieć. Odkąd dowiedziałem się,że tamten gang go ma, to wiedziałem,że jedną z nich muszę mieć, a tak to natrafiło,że akurat chcę Ciebie-wytłumaczył mi szczerząc się.
-Nie będziesz mnie miał!-wykrzyczałam mu prosto w twarz, wyrywając się.
-Nie?, to się jeszcze okażę-odpowiedział poważnie i przerzucił mnie przez swoje ramię.
-Kurwa! puść mnie!-darłam się waląc go po plecach.
-Haha, wal sobie ile chcesz-zaśmiał się głośno.
-Myślisz,że co... ,że możesz takie coś odpierdalać? I tak mnie nie dostaniesz!-powiedziałam pewna siebie.
-Mhm.. A co jeśli twoim przyjaciołom stanie się jakaś krzywda? Hmm. a może Louis będzie....-chciał mi coś powiedzieć, ale ja mu przerwałam.
-Zgoda! , czego chcesz?-spytałam zrezygnowana.
-No, tak jak już mówiłem, chcę Ciebie-odpowiedział na moje pytanie odkładając mnie na równą powierzchnię.
-I to tyle?-wydukałam.
-Chcę, abyś była w moim gangu-wykrztusił.
-Że co?! Nie będę w niczyim gangu, ja... ja po prostu chcę wrócić do domu z przyjaciółmi-tłumaczyłam mając łzy w oczach.
-Doskonale Cię rozumiem, ale ja chcę Ciebie chronić przed tamtymi-powiedział po cichu zbliżając się do mnie.
-Nie zbliżaj się do mnie-powiedziałam przerażona oddalając się od niego.
-Nie bój się, nic Ci nie zrobię. Po prostu chcę, abyś była bezpieczna-odpowiedział.
Chwilę zaczęłam myśleć... Może on ma rację.. Może u nich będzie mi lepiej.. Jezu, dziewczyno o czym ty myślisz!, przecież ty nie chcesz być w niczyim gangu... Ale z drugiej strony może coś stać się moim przyjaciołom. Podjęłam decyzję.
-Zgoda-zgodziłam się.
-No, grzeczna dziewczynka, teraz tam wrócimy i powiem chłopakom,żeby się zbierali.-wydukał uśmiechnięty.
-Dobrze-odpowiedziałam.
-A tak w ogóle jestem Ashton-powiedział wyciągając do mnie dłoń.
-Mercy-odpowiedziałam również podając dłoń.
Ashton delikatnie złączył nasze dłonie i kazał podążać za nim. Gdy już wychodziliśmy z lasu wszystkie wzroki skierowały się na nas.
Widziałam jak Clara,która była obejmowana przez Liama płakała, ale również była w szoku.
-Chłopaki! Zbieramy się!-wydarł się blondyn.
-Dobra weź tą laskę odłóż, a weźmiesz sobie inną, nie potrzebujemy takiej dziwki-powiedział chłopak,który miał czarne włosy i brązowe oczy.
-Nie waż się tak o niej mówić!-krzyknął Louis, przez co dostał w brzuch.
-Zostawcie go , proszę-powiedziałam błagalnie kierując wzrok ku Ashtona.
-Dobra, koniec na dzisiaj. Zbieramy się.-oznajmił.
Chłopaki zostawili rannych chłopaków, a ja poczułam jak moje nogi odrywają się od ziemi.
-No, i teraz mi nie uciekniesz, złotko-uśmiechnął się.
Zauważyłam,że wszyscy mieli otwarte buzie ze zdziwienia. Chłopak posadził mnie na siedzeniu z tyłu i związał moje ręce i nogi sznurkiem i odjechaliśmy... Nie rozumiem, dlaczego oni nic nie zrobili.. Dlaczego stali i się patrzeli... Rozumiem Louis był ranny, Zayn tak samo i reszta, ale był Liam.. Czemu on nic nie zrobił.. Sama sobie poradzę.
*Jacob*
Obudziłem się w nieznanym mi pokoju. Przewróciłem się na bok i zobaczyłem Clarę, która klęczała nade mną.
-Clara-odezwałem się.
-Boże, Jacob nareszcie się obudziłeś-wydukała.
Zobaczyłem u niej łzy, od razu wiedziałem,że coś jest nie tak.
-Co się stało? Gdzie Mercy?-Dopytywałem.
-No, bo widzisz.... Inny gang ją porwał i teraz ona należy do nich-wytłumaczyła mi szlochając.
-Co?! Jak to?! -spytałem wkurzony.
-Nie wiem, nawet jak to się stało.. To moja wina... Ona kazała mi biec i ją zostawić.. A ja ją zostawiłam-odpowiedziała wybuchając płaczem.
-Ciii, spokojnie.. Mercy jest sprytną dziewczyną i na pewno sobie poradzi, a my też coś wykombinujemy-uspokajałem bez radną dziewczynę.
- Jacob.. bo jest coś jeszcze co powinieneś wiedzieć-powiedziała nieco poważnie.
-Tak?-zapytałem trochę przerażony.
-No, bo... ten gang co porwał Mercy.. to oni przetrzymują Vanessę-odpowiedziała.
-Co? Kurwa! to niemożliwe!-wydarłem się wstając i krążąc po całym pomieszczeniu.
-Wiem, ja też w to nie mogę uwierzyć-wydukała płacząc.
-Wszystko się poukłada zobaczysz. Mercy da sobie radę.. i na pewno wyciągnie z tego Vanessę-powiedziałem przytulając Clarę.
No i jest już 6 rozdział :) Mam nadzieję,że wam się spodoba i zachęcam do komentowania.
Do zobaczenia w piątek :)
Sandra.
-No co tak stoisz?! łap ją!-usłyszałam donośny głos chłopaka, który miał dziwnego koloru włosy.
Widziałam jak chłopak daje sobie spokój z Louisem i biegnie prosto do mnie.
Wiedziałam,że to ten moment. Szybko podbiegłam do przyjaciółki, chwyciłam ją za rękę.
-Prędko,uciekajmy!-krzyknęłam do niej.
Dziewczyna nie zastanawiając się ścisnęła moją dłoń i biegła razem ze mną. Biegłyśmy prosto do lasu, który był na prosto od domu. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam wściekłego mężczyznę. Nagle potknęłam się wystającą gałąź i upadłam.
-Clara, biegnij dalej!-krzyknęłam do przyjaciółki.
-Ale, ale ja Ciebie nie zostawię tutaj-powiedziała.
-Biegnij!-rozkazałam jej.
Clara posłuchała mnie i postanowiła biec dalej. Ja tymczasem postanowiłam wstać, ale chłopak był szybszy i przygwoździł mnie do ziemi.
-I co teraz hmm?-zaśmiał się.
-Co, zabijesz mnie?-spytałam z ironią.
-Nie,chociaż mógłbym to zrobić-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Wypuść mnie!-zażądałam.
-Chyba sobie kpisz-zaśmiał się sarkastycznie.
-No chyba nie-odpowiedziałam i kopnęłam go w czułe miejsce.
Chłopak przewrócił się na bok i zaczął stękać, a ja to wykorzystałam, wstałam i zaczęłam biec na ile to było mi dane.
Chłopak w miarę się ogarnął i zaczął mnie doganiać. Chwycił mnie za nadgarstek i znów przygwoździł do drzewa.
-Nie ładnie mi tak uciekać, nie ładnie-powiedział groźnie.
-Czego ty od nas chcesz?!-spytałam się błagalnie.
-Chcę Ciebie. Muszę Cię mieć. Odkąd dowiedziałem się,że tamten gang go ma, to wiedziałem,że jedną z nich muszę mieć, a tak to natrafiło,że akurat chcę Ciebie-wytłumaczył mi szczerząc się.
-Nie będziesz mnie miał!-wykrzyczałam mu prosto w twarz, wyrywając się.
-Nie?, to się jeszcze okażę-odpowiedział poważnie i przerzucił mnie przez swoje ramię.
-Kurwa! puść mnie!-darłam się waląc go po plecach.
-Haha, wal sobie ile chcesz-zaśmiał się głośno.
-Myślisz,że co... ,że możesz takie coś odpierdalać? I tak mnie nie dostaniesz!-powiedziałam pewna siebie.
-Mhm.. A co jeśli twoim przyjaciołom stanie się jakaś krzywda? Hmm. a może Louis będzie....-chciał mi coś powiedzieć, ale ja mu przerwałam.
-Zgoda! , czego chcesz?-spytałam zrezygnowana.
-No, tak jak już mówiłem, chcę Ciebie-odpowiedział na moje pytanie odkładając mnie na równą powierzchnię.
-I to tyle?-wydukałam.
-Chcę, abyś była w moim gangu-wykrztusił.
-Że co?! Nie będę w niczyim gangu, ja... ja po prostu chcę wrócić do domu z przyjaciółmi-tłumaczyłam mając łzy w oczach.
-Doskonale Cię rozumiem, ale ja chcę Ciebie chronić przed tamtymi-powiedział po cichu zbliżając się do mnie.
-Nie zbliżaj się do mnie-powiedziałam przerażona oddalając się od niego.
-Nie bój się, nic Ci nie zrobię. Po prostu chcę, abyś była bezpieczna-odpowiedział.
Chwilę zaczęłam myśleć... Może on ma rację.. Może u nich będzie mi lepiej.. Jezu, dziewczyno o czym ty myślisz!, przecież ty nie chcesz być w niczyim gangu... Ale z drugiej strony może coś stać się moim przyjaciołom. Podjęłam decyzję.
-Zgoda-zgodziłam się.
-No, grzeczna dziewczynka, teraz tam wrócimy i powiem chłopakom,żeby się zbierali.-wydukał uśmiechnięty.
-Dobrze-odpowiedziałam.
-A tak w ogóle jestem Ashton-powiedział wyciągając do mnie dłoń.
-Mercy-odpowiedziałam również podając dłoń.
Ashton delikatnie złączył nasze dłonie i kazał podążać za nim. Gdy już wychodziliśmy z lasu wszystkie wzroki skierowały się na nas.
Widziałam jak Clara,która była obejmowana przez Liama płakała, ale również była w szoku.
-Chłopaki! Zbieramy się!-wydarł się blondyn.
-Dobra weź tą laskę odłóż, a weźmiesz sobie inną, nie potrzebujemy takiej dziwki-powiedział chłopak,który miał czarne włosy i brązowe oczy.
-Nie waż się tak o niej mówić!-krzyknął Louis, przez co dostał w brzuch.
-Zostawcie go , proszę-powiedziałam błagalnie kierując wzrok ku Ashtona.
-Dobra, koniec na dzisiaj. Zbieramy się.-oznajmił.
Chłopaki zostawili rannych chłopaków, a ja poczułam jak moje nogi odrywają się od ziemi.
-No, i teraz mi nie uciekniesz, złotko-uśmiechnął się.
Zauważyłam,że wszyscy mieli otwarte buzie ze zdziwienia. Chłopak posadził mnie na siedzeniu z tyłu i związał moje ręce i nogi sznurkiem i odjechaliśmy... Nie rozumiem, dlaczego oni nic nie zrobili.. Dlaczego stali i się patrzeli... Rozumiem Louis był ranny, Zayn tak samo i reszta, ale był Liam.. Czemu on nic nie zrobił.. Sama sobie poradzę.
*Jacob*
Obudziłem się w nieznanym mi pokoju. Przewróciłem się na bok i zobaczyłem Clarę, która klęczała nade mną.
-Clara-odezwałem się.
-Boże, Jacob nareszcie się obudziłeś-wydukała.
Zobaczyłem u niej łzy, od razu wiedziałem,że coś jest nie tak.
-Co się stało? Gdzie Mercy?-Dopytywałem.
-No, bo widzisz.... Inny gang ją porwał i teraz ona należy do nich-wytłumaczyła mi szlochając.
-Co?! Jak to?! -spytałem wkurzony.
-Nie wiem, nawet jak to się stało.. To moja wina... Ona kazała mi biec i ją zostawić.. A ja ją zostawiłam-odpowiedziała wybuchając płaczem.
-Ciii, spokojnie.. Mercy jest sprytną dziewczyną i na pewno sobie poradzi, a my też coś wykombinujemy-uspokajałem bez radną dziewczynę.
- Jacob.. bo jest coś jeszcze co powinieneś wiedzieć-powiedziała nieco poważnie.
-Tak?-zapytałem trochę przerażony.
-No, bo... ten gang co porwał Mercy.. to oni przetrzymują Vanessę-odpowiedziała.
-Co? Kurwa! to niemożliwe!-wydarłem się wstając i krążąc po całym pomieszczeniu.
-Wiem, ja też w to nie mogę uwierzyć-wydukała płacząc.
-Wszystko się poukłada zobaczysz. Mercy da sobie radę.. i na pewno wyciągnie z tego Vanessę-powiedziałem przytulając Clarę.
No i jest już 6 rozdział :) Mam nadzieję,że wam się spodoba i zachęcam do komentowania.
Do zobaczenia w piątek :)
Sandra.
Subskrybuj:
Posty (Atom)