*Clara*
Odrywając się od Jacoba, popatrzyłam jeszcze raz na niego ze łzami w oczach i odezwałam się.
- Nie martw się, pomogę ci znaleźć Vanessę. - kolejny raz go przytuliłam.
Dlaczego aż tak duże nie szczęście spotkało nas? Mnie, Mercy i Jacoba? Jesteśmy uwięzieni w domu z pięcioma niebezpiecznymi chłopakami, sami zdani na siebie i innych. Jeszcze w dodatku kolejny gang porwał moją przyjaciółkę. Jeśli coś jej zrobią, nie daruje im tego. Może jestem grzeczna i miła, ale jeśli chodzi o bliskie mi osoby, nie mam umiaru. Zrobią jej krzywdę, ja im odpłacę. Nie wiem jak i kiedy, ale na pewno to zrobię.
Wstałam z podłogi i podeszłam do drzwi, uchylając je i oglądając otoczenie wokół. Jacob stanął koło mnie i także wyjrzał przez framugę.
- Nikogo chyba nie ma. - powiedziałam - jeśli dobrze nam pójdzie, uda nam się uciec.
- Chcesz uciekać? Podoba mi się. - odpowiedział z chytrym uśmiechem do mnie.
Odwzajemniłam gest i po cicho ruszyłam przed siebie. Modliłam się o to, aby deski pod moimi stopami nie skrzypiały. Chłopak za mną też starał się być cicho.
- Czekaj, stój. - szepnęłam no niego.
Na dole usłyszałam dźwięki, jakby krzątania się. Dochodziły one z kuchni.
- Kurwa, musiał akurat teraz ktoś tu być? - westchnął Jacob.
- Chyba nie jesteś aż tak głupi żeby myśleć, że zostawili nas bez opieki? - zadrwiłam z niego.
- Eee, nie wiem co mam odpowiedzieć. - znowu uśmiechnął się.
Zaśmiałam się w myślach. Nie wieże, że taki ktoś jak on jest moim przyjacielem. To są normalnie dwa, odmienne świata. Ale bez względu na to jaki jest i tak go kocham, tak po przyjacielsku.
Tajemniczą osobą w kuchni okazał się Liam, któremu zadzwonił telefon. Wyciągnął go z kieszeni i przyłożył do ucha. Postanowiłam podsłuchać rozmowę.
- No hej stary, co jest? Ale teraz? Przecież nie mogę zostawić ich samych. Nie wiem, poczekaj. - powiedział i podszedł bliżej schodów, a ja i Jacob automatycznie cofnęliśmy się do tyłu, aby nas nie zauważył. Nagle krzyknął:
- Clara! - siedziałam cicho.
- Nie odpowiedziała, pewnie usnęła tam z tym chłopakiem. Jak coś to będzie twoja wina. Dobra, będę za 10 minut. - rozłączył się, podszedł do szafki, chwycił portfel, klucze i wyszedł z domu.
Ale mamy farta. Chyba nikogo więcej w tej willi nie ma. Tak willi, można od razu poznać, jest ogromna. Jacob już chciał schodzić swobodnie po schodach, lecz zatrzymałam go.
- Czekaj chwile.
- Czemu? - zapytał.
- Gdyby miał wrócić jeszcze po coś, przyłapał by cię. - odpowiedziałam i pociągnęłam go za koszulkę do tyłu, patrząc w okno, które znajdowało się w salonie na parterze. Czarny Land Rover odjechał, a więc droga wolna.
- Dobra, możemy schodzić, ale po cichu. - ostrzegłam.
Zeszliśmy raz dwa i rozglądając się, szukaliśmy jakichkolwiek znaków obecności innych osób. Cisza i spokój. Idealnie, teraz nikt nie będzie nam mógł przeszkodzić. Podeszłam do drzwi głównych i przekręciłam zamek. Powoli otwarłam je i wyszłam razem z Jacobem. Zamknęłam je z powrotem, aby gang Liama nie dowiedział się tak szybko, że uciekliśmy.
- Gdzie biegniemy? - zapytał. Oczywiście ja wszystko musiałam sama obmyślać. Przyzwyczaiłam już się do tego.
- Obojętnie, byle byśmy uciekli, nie wiem nawet gdzie jesteśmy, wiec jedno mi to. - powiedziałam i ruszyłam do furtki, przekraczając jej próg.
Za chwile koło mnie pojawił się mój głupi przyjaciel. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że nie daleko nas po raz kolejny zobaczyłam czarne BMV. Tak, te same które widziałam ostatnio. Te, z którego wysiadał wysoki blondyn. Kurwa. Nie byłam pewna czy ktoś w nim siedzi, ale lepiej by było, gdyby tam nikogo nie było. Jacob zauważył mój przestraszony wzrok.
- Coś się stało? - spytał troskliwym głosem. Raz był głupi, a raz miły i opiekuńczy. To nie ma logiki.
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Dalej stałam i gapiłam się na ciemny samochód. Czemu musiał mieć przyciemnione szyby? Ugh... Dobra Clara, weź się w garść, idziesz drugą drogą. Obróciłam się w przeciwnym kierunku od BMV i zaczęłam iść.
- Chodź, - powiedziałam.
Szliśmy w ciszy, ale nie przeszkadzała mi ona. Była nawet miła, ale ja nie byłam spokojna. Ciągle czułam, że ktoś nas śledzi i słyszałam za sobą dźwięk silnika samochodu, ale nie byłam na tyle odważna, żeby spojrzeć za siebie.
Szliśmy już dobre 15 minut, gdy doszliśmy do pobliskiego, małego lasu. Miejsce w którym się znajdowaliśmy, potęgowało mój strach. Było coraz ciemniej. Postanowiłam powiedzieć przyjacielowi co czuję.
- Jacob, wydaje mi się, że ktoś nas śledzi - wyszeptałam cicho.
- Dlaczego? - zapytał. I znowu zmiana z opiekuńczego, na głupiego. Ja pierdole.
- Zatrzymaj się na chwilę. - powiedziałam a on zrobił to, o co go prosiłam.
Postanowiłam wziąć się w garść i spojrzeć do tyłu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam to, czego się spodziewałam. Niedaleko stało czarne auto, ale tym razem mogłam stwierdzić czy ktoś w nim siedział. Nie było nikogo. Mogłoby dać to otuchę, ale nie mi. Ja wiedziałam, że jeśli tam nikogo nie ma, to znaczy, że coś się dzieje. Coś złego. Czułam to, bo dowiedziałam się już jacy są koledzy tego blondyna, jak i sam on. Nie było tutaj nic zabawnego. Bałam się, tak cholernie się bałam, że coś mi się stanie i mojemu przyjacielowi.
- Znowu patrzysz tym wystraszonym wzrokiem. - głos Jacoba wyrwał mnie z nurtu myśli.
- Boję się, kurwa Jacob boję się. - powiedziałam z nieco podniesionym głosem.
- Nic nam się nie stanie, nie mart się. - próbował mnie uspokoić.
- Nie, ty nic nie rozumiesz. Ja wiem, że dzieje się coś złego. - zadrżałam.
- Dobra, chodźmy lepiej dalej. - chwycił mnie za ramię i poprowadził przed siebie.
Przed siebie w głąb, czarnego i strasznego lasu. Nie podobało mi się to. Ciągle czułam to nieustające uczucie, że ktoś mnie śledzi, nie mogłam tego powstrzymać. Spowolniłam kroku, dadząc do zrozumienia chłopakowi, aby także on to zrobił. Jeszcze raz obejrzałam się za siebie, ale wtedy żałowałam tego, co zrobiłam.
- Czas na ciebie, kochanie. - powiedział głos mężczyzny.
- Proszę, nie rób jej krzywdy! - wykrzyczał przyjaciel. Mężczyzna zaśmiał się głośno i basowo.
- Ależ dlaczego? Przecież taka panienka nam się przyda, tymbardziej, że już jedną mamy, a przydała by się kolejna. - powiedział.
- Macie Mercy? Jak jej kurwa coś zrobiliście to pożałujecie tego. - warknęłam. Nie byłam zadowolona z obecnej sytuacji.
- Kotku, mamy swoje zasady i możemy sobie robić co chcemy. - zakpił. - I jeszcze jedno. Myślisz, że zrobisz nam krzywdę? Ty? Zabawne, - znowu się zaśmiał. Teraz to już kipiałam złością, ale z jednej strony miał rację. Jestem tylko zwykłą, bezbronną dziewczyną. Tylko.
- Nawet mnie nie wkurwiaj. - próbowałam udawać twardą.
- Możesz sobie uważać jak chcesz, ale dla mnie to śmieszne. - powiedział. W myślach już widziałam uśmiech na jego twarzy.
- Spierdalaj ode mnie i moich przyjaciół! - wykrzyczałam mu prosto w twarz.
- Nie będę tracił czasu na bawienie się z tobą.
Jedyne co usłyszałam to krzyk Jacoba i upadek na ziemię. Później zostałam przyciągnięta do kogoś silnymi rękami i wsadzona do samochodu. Zdążyłam tylko krzyknąć głośne "pomocy!", potem ktoś przyłożył mi szmatkę do ust z dziwnym zapachem. Straciłam przytomność.
Oto 7 rozdział :) Takiej średniej długości, weny nie miałam ;/
KOMENTUJCIE!
Do zobaczenia w poniedziałek :)
Dominika
czekam na NEXT
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział :) czekam na next.
OdpowiedzUsuńNie sądzisz że 24.12 powinno być o Louisie? W końcu w tedy ma urodziny :3
oo nawet dobry pomysł :D to zamienię Harry'ego i Louisa :D / Dominika
UsuńŚwietny *_*
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
Jutro :) Rozdziały dodawane są w poniedziałki i piątki x
Usuń