poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 8

*Jacob*

Po wyjściu z domu razem z Clarą, skierowaliśmy się do lasu, jednak dziewczyna miała przeczucie,że ktoś nas śledzi.

-Jacob,wydaję mi się,że ktoś nas śledzi-wyszeptała cicho.
-Dlaczego?-zapytałem głupio.
-Zatrzymaj się na chwilę-powiedziała, a ja zrobiłem to o co mnie prosiła.

Zauważyłem jak Barson odwraca swoją głowę do tyłu. Ja także to zrobiłem i ujrzałem czarne auto. Widziałem przerażenie w oczach u Clary, dlatego wziąłem ją pod rękę i jak najszybciej chciałem z nią wyjść, ale ktoś nam przeszkodził.


-Czas na Ciebie kochanie-powiedział głos mężczyzny.
-Proszę nie rób jej krzywdy!-wykrzyczałem.

Mężczyzna zaśmiał się głośno. Przez chwilę toczyła się rozmowa między brunetką, a chłopakiem. Nagle ktoś mnie uderzył w plecy przez co straciłem całkowitą przytomność. 


*Mercy*


Siedziałam w zimnym w pokoju, w którym nikogo nie było poza mną. Już drugi raz porwana. Kurde przecież to nie jest normalne. Chcę się stąd jak najszybciej wydostać, tylko jak? Okna są szczelnie zadeskowane i zamknięte. A drzwi są zamknięte na klucz, a przecież nie będę w nie walić jak jakaś wariatka, bo i tak to usłyszą. Nagle przypomniało mi się,że w kieszeni mam telefon. Szybko go wyciągnęłam i wystukałam numer do Jacoba. Kurde nie odbiera. Zadzwoniłam do Clary. Tak samo jak Jacob nie odbiera. A może coś im się stało. Kurde Mercy nie myśl o tym. Weź się w garść. Nagle drzwi się otworzyły, a w progu stanął blondyn,który mnie "porwał".


-O, jak miło Cię widzieć-powiedział uśmiechając się w moją stronę.

-Taa, a mi Ciebie jakoś nie-odwarknęłam.
-Spokojnie, jakoś z czasem się przyzwyczaisz-odpowiedział grzecznie i spokojnie.
-Co?, jak to z czasem? Chcecie mnie tu na wieczność trzymać?!-zapytałam przerażona.
-Może..-powiedział tajemniczo. Boże już go nienawidzę.
-Ale,że wy mnie chcecie zabić? Czy o co chodzi? Dlaczego mnie porwaliście?-dopytywałam.
-A, tego się już dowiesz w swoim czasie, ale powiem Ci jedno. Nie porwaliśmy Ciebie, tylko my chcemy, a w sumie ja chcę mieć Ciebie w naszym gangu-wytłumaczył.
-Ale...-chciałam już coś powiedzieć, ale chłopak mi przerwał.
-Koniec pytań! Ubierz się w to i jak już będziesz gotowa zejdź na dół do salonu-rozkazał dając mi nieznane ubrania do ręki.

Ashton wyszedł puszczając mi przy tym oczko. Popatrzałam się na te ubrania,które przed chwilą dostałam, a chwilę później mój wzrok powędrował na moje obecne ciuchy. Były całe brudne i w niektórych miejscach były nawet dziury. Tak jak blondyn rozkazał tak zrobiłam.Rzeczy idealnie na mnie leżały. Powoli otworzyłam drzwi i powędrowałam do salonu. W pomieszczeniu siedziało 3 mężczyzn.


-Ooo, widzę,że już gotowa, ty to szybka laska jesteś-powiedział Ashton podchodząc do mnie i obejmując w pasie.

-Taa-przeciągnęłam.
-No, więc jak już masz wszystko i w ogóle to możemy jechać-oznajmił brązowooki.
-Ale, Ashton musimy poczekać na Luke'a-powiedział czarnowłosy.
-A no tak. Prawdopodobnie ma jakąś dziewczynę-zaśmiał się człowiek,który ciągle mnie obejmował.

Niespodziewanie usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi do domu.

-Znalazłem naszą zgubę!-krzyknął głos docierający z góry. 


Po schodach schodził chłopak, ale nie sam. Zobaczyłam,że niesie nie przytomną Clarę.


-Boże, Clara!-wydarłam się.

-Ona i tak Ciebie nie usłyszy. -odpowiedział śmiejąc się.
-Co jej zrobiłeś?! Jak coś jej będzie, to pożałujesz tego!-wykrzyczałam mu w twarz.
-Taka mała i drobna istotka jak ty chce mi coś zrobić?-spytał się.
-Dobra, dobra uspokujcie się, zaraz jedziemy do tych chłopaczków i sobie inaczej porozmawiamy-rozkazał Ashton.

Chłopak lekko wziął mnie za dłoń i wyszliśmy wszyscy z domu. Usiadłam wygodnie w aucie i trzymałam głowę Clary na moich kolanach, a reszta jej ciała leżała na chłopaku,który ją porwał. Chyba ma na imię Luke. Ciągle głaskałam przyjaciółkę po głowie i błagałam żeby się obudziła. Po moich policzkach spływało mnóstwo łez. Po chwili brunetka zaczęła mrugać powiekami.

-Clara-powiedziałam szeptając.


Przyjaciółka na mnie popatrzała, uśmiechnęła się i jak najmocniej mogła przytuliła mnie.


-Boże, Mercy tak tęskniłam za Tobą-odpowiedziała dalej mnie tuląc.

-Ja też-powiedziałam.

Barson pomału się podniosła i usiadła. Wystraszonymi oczami popatrzała na resztę. 


-O, widzę,że już się obudziłaś słoneczko-wydukał rozpromieniony Luke.

-Nie mów do mnie słoneczko-warknęła zła i przysunęła się do mnie.
-Uspokój się, jesteśmy w drodze do waszych kochanych chłopaków-oznajmił nam.

Nikt już nic nie skomentował. Jechaliśmy resztę drogi w ciszy.


-Już jesteśmy-powiedział kolorowowłosy chłopak.


Gdy zobaczyłyśmy, jak chłopaki wychodzą my także wyszłyśmy. Złapałam niepewnie Clarę za rękę. W oknie ujrzałam Nialla,który był zły. Nie on nie był zły. On był wręcz na maksa wkurwiony. Wszyscy wyszli z domu. Zobaczyłam jak Louis kuleję na jedną nogę. 


-No i znowu się spotykamy-powiedział  uśmiechnięty czarnowłosy. Modliłam się o to,żeby znów nie doszło do jakiejś bójki między chłopakami. Ashton i reszta chłopaków wyciągnęło pistolety. Podeszłam niepewnie do chłopaka.


-Ashton, proszę nie rób im krzywdy-poprosiłam.

-Ale dlaczego?-zaśmiał się.
-No, bo tak. Oni niczym nie zawinili-broniłam ich.
-O niczym nie wiesz, więc nie wtykaj się w nie swoje sprawy, złotko-odpowiedział grzecznie popychając mnie, przez co upadłam na ziemię.
-Mercy!- usłyszałam krzyk Louisa.

Blondyn już chciał wycelować do chłopaka, ale ja szybko wstałam i podbiegłam do Louisa,żeby go osłonić. Louis chwycił mnie za rękę i upadliśmy na ziemię. Leżałam na jego klatce piersiowej i patrzałam w jego cudowne niebieskie oczy. 


-Mercy, zabierz ze sobą Clarę i schowajcie się do domu. Ukryjcie się u góry w jakimś pokoju i przytrzaśnijcie je jakąś szafką albo krzesłem, i pod żadnym pozorem nie wolno wam wychodzić z tego pokoju, a tym bardziej z domu-rozkazał szeptem.
-Ale, ja nie chcę,żeby drugi raz Ci się coś stało-oznajmiłam błagalnie.
-Nic mi się teraz nie stanie,obiecuję-odpowiedział i musnął delikatnie moje usta.

Niebieskooki lekko się do mnie uśmiechnął i pokazał,że już mam biec. Wstałam z Tomlinsona, pobiegłam po Clarę, wzięłam ją za rękę i jak najszybciej pobiegłyśmy do domu. Wbiegłyśmy do pokoju i zobaczyłyśmy dużą szafę. Przysunęłyśmy ją do drzwi.

-Jak Louisowi coś się stanie, nie wybaczę tego sobie-wykrztusiłam szlochając.
-Nic mu się nie stanie, spokojnie-odpowiedziała pocieszając mnie i przytuliła mnie.

Po 15 minutach zobaczyłyśmy jak drugi gang odjeżdża, a chłopcy "trochę" poszkodowani idą do domu. Powoli odsunęłyśmy szafkę i poszłyśmy do chłopaków.

Gdy zobaczyłam niebieskookiego od razu do niego podbiegłam i rzuciłam mu się prosto w ramiona i zaczęłam płakać.

-Cii, nie płacz. Oni już sobie pojechali. Nic już wam nie zrobią-tłumaczył.
-Tak się bałam,że wam coś zrobią-powiedziałam jąkając się.
-Ale jak widzisz, jesteśmy cali-zaśmiał się.
-To nie jest śmieszne-wybełkotałam niezadowolona.
-To znaczy,że jesteśmy już bezpieczne?-spytała z nadzieją Clara.
-Tak, raczej tak-odpowiedział Liam.

Przez resztę dnia byłam nieco zamyślona tym co się dzisiaj stanie. A jeżeli oni powrócą? Pewnie sobie tak teraz nie odpuszczą, że nas zostawili.






Już 8 rozdział :) Zostawcie po sobie jakiś ślad.

Do zobaczenia w piątek :D

Sandra.

1 komentarz: