Leżałam na dużej skórzanej kanapie oglądając jakiś nieznany mi serial. Nagle do pokoju wszedł Louis.
-O tu jesteś, szukam Cię po całym domu-oznajmił mi troszkę zdyszany.
-Tak, jestem tutaj. A tak po za tym to mogłeś mnie zawołać-powiedziałam ziewając.
-A no nie pomyślałem o tym. A tak w ogóle mam do Ciebie propozycję nie do odrzucenia-zaśmiał się.
-Tak?-spytałam spoglądając na telewizor.
Brunet siadł na kanapę i wyłączył sprzęt.
-Ejj! , ale ja to oglądałam-przeciągnęłam oburzona.
-No właśnie oglądałaś..-zaśmiał się głośno.
-No to, jaką masz propozycję?-zapytałam troszkę zła.
-No więc tak,pojedziemy nad jezioro do takiego domku, gdzie zawsze z chłopakami tam jeździliśmy, aby odpocząć.
-Mhm, ale że ja i ty?-wydukałam przerażona.
-Tak, ale nie bój się. Przecież ja nic Ci nie zrobię, obiecuję-odpowiedział mi poważnie.
-No dobrze, ale teraz?-zapytałam trochę głupio
-Yhy-wychrypiał krótko.
-No to okey-zgodziłam się.
Wstałam z siedzenia i już chciałam się skierować ku drzwi, ale brunet pociągnął mnie za nadgarstek przez co wylądowałam na jego "kaloryferze".
-Mercy, bo wiem,że nie masz pewnie przy sobie żadnych ubrań i w ogóle i dlatego ja Ci coś podarowałem-powiedział uroczo się uśmiechając.
Zdziwiłam się nie powiem. Tomlinson splątał nasze dłonie i kazał podążać. Zaprowadził nas do jego pokoju, Wyciągnął coś z szafy i dał mi do ręki.
-Proszę, nie musisz dziękować-odezwał się.
Zajrzałam do torby i ujrzałam fajne i ładne ciuchy. Popatrzałam na niego chwilkę i odezwałam po ciszy.
-Lou, nie musiałeś, ale dziękuję Ci bardzo-podziękowałam i najmocniej jak mogłam przytuliłam go.
-Nie ma za co, ale liczę na coś więcej-powiedział smutny.
Ja tylko się uśmiechnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Poszłam do łazienki i przebrałam się w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Gdy już byłam gotowa wyszłam z niej i pokierowałam się na dół, gdzie stał już gotowy niebieskooki.
-Gotowa?-spytał uśmiechając się.
-Tak-odpowiedziałam krótko.
Louis wziął mnie za rękę i wyszliśmy zamykając drzwi. Otworzył mi drzwi od samochodu pokazując ręką,że mam wejść do środka. Wsiadłam do niego i zapięłam się pasami.
-Ile będziemy jechać?-zapytałam ciekawie.
-Około 30 minut-odpowiedział spokojnie.
Lekko się uśmiechnęłam i usiadłam wygodnie na siedzeniu. Patrzałam się w szybę i to co było na zewnątrz. Zauważyłam jak Louis ciągle na mnie spogląda, ale zbytnio nie interesowałam się tym.
-Już jesteśmy-oznajmił mi po ciszy.
Odpięłam pas i wyszłam z auta.
-Kurde, a już chciałem Ci otworzyć drzwi,żeby było tak romantycznie-oburzył się.
-Oj tam, oj tam-zaśmiałam się pod nosem.
Już chciałam iść w stronę domu, ale brunet oplątał mnie w pasie.
-No i gdzie mi uciekasz?-spytał się nad moim uchem, przez co przeszły mnie ciarki. Boże on jest taki wspaniały,opiekuńczy i w ogóle. Mercy chyba się w nim nie zakochałaś. Nie zapominaj,że on jest w gangu, w którym Ciebie, Clarę i Jacoba porwali.
-Mercy, słuchaj idź za domem jest taki mały ogródek i usiądź sobie tam i poczekaj, a ja nam coś do picia przyniosę-odezwał się.
-Dobrze-odpowiedziałam radośnie.
Gdy brunet poszedł do domu ja postanowiłam zrobić to o co mnie prosił. Poszłam za dom i ujrzałam piękny i duży ogród. Zobaczyłam nie wielką huśtawkę z daszkiem w kolorze zielono-niebieskim. Usiadłam na niej i zaczęłam huśtać nogami. Położyłam swoją głowę i zamknęłam oczy. Myślałam o tym wszystkim co się u mnie działo. Ciągle do głowy przychodziło mi te "porwanie". Nagle z moich myśleń wyrwał mnie znajomy głos. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę. Zobaczyłam chłopaka, który niósł zgrzewkę piw. Uśmiechnęłam się słodko. Louis dał mi piwo i usiadł obok mnie. Objął mnie swoim ramieniem i bardziej przysunął do siebie. Moja głowa opadła na jego ramię. Rozmowa się ciągnęła i ciągnęła. Mgnieniem oka wypiliśmy już dwie puszki alkoholu,który nie powiem dawał nam we znaki. Postanowiłam iść do łazienki. Wstałam z huśtawki i od razu tego pożałowałam. Lekko się zachwiałam i bym upadła, gdyby nie on.
-Och, ty moja niezdaro-zaśmiał się.
Zaczerwieniłam się i obróciłam się w drugą stronę.
-Lubię, gdy się rumienisz-wydukał uroczo.
Zaśmiałam się pod nosem i zdałam sobie sprawę,że jestem trzymana przez bruneta. Chciałam się wyrwać, ale chłopak przycisnął mnie do siebie i troszkę zabolało. Popatrzałam zahipnotyzowana w jego niebieskie oczy. Louis nie czekał ani chwili i po prostu mnie pocałował. Byłam jego ruchem zaskoczona, ale bardzo mi się to podobało, pragnęłam go jak nikogo innego. Całował mnie zachłannie, jego pocałunki zaczęły schodzić na moją szyję. Wziął mnie na ręce i kierował się ku domu. Otworzył drzwi i wszedł na górę. Położył mnie na wielkim łóżku. Całowaliśmy się tak długo,aż nie zadzwonił mu telefon. Chciałam przerwać pocałunek i zobaczyć kto to, ale on nie dawał za wygraną. Coś we mnie pękło. Wiedziałam,że on tego chcę, ale ja nie byłam na to jeszcze gotowa. Nigdy nie miałam chłopaka i nigdy tego nie robiłam. Chciałam go odepchnąć, ale on ciągle powracał do tego samego czynu.
-Lou, proszę przestań, my nie możemy-prosiłam go szlochając.
-Możemy, ja tego chcę i ty też-warknął w moją stronę. Bardzo się go przestraszyłam.
Odpychałam go, ale on za każdym razem był wściekły i robił to z taką wściekłością. W końcu kopnęłam go w czułe miejsce i szybko wybiegłam z pomieszczenia. Wybiegając słyszałam jak Tomlinson przeklina. Otworzyłam wyjściowe drzwi i wybiegłam. Biegłam przed siebie nie wiedząc dokąd mam iść, gdzie się teraz podzieję. Przecież ja nie wiem w którą stronę mam iść do Clary. Przypomniało mi się,że w domu Louisa zostawiłam telefon. Kurwa ja to mam pecha. No i co teraz? Boże, co ja zrobię. Szłam przez ciemną uliczkę szlochając. Nagle usłyszałam głos.
-Mercy?!-odezwał się czyiś głos.
Odwróciłam natychmiastowo ciało i zobaczyłam auto, w którym siedział Harry. Harry wyszedł z auta i podszedł do mnie, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do auta. Siedziałam po cichu szlochając.
-Co się stało?-zapytał przerażony. Nie odpowiedziałam.
-Cholera! Mówię coś do Ciebie-krzyknął zatrzymywając samochód.
-Nic-odpowiedziałam.
-Kurwa, przecież widzę-oznajmił.
-Proszę Cię, nie mówmy o tym dobrze?-spytałam z nadzieją.
Usłyszałam jak Styles westchnął i odpalił ponownie silnik i ruszyliśmy. Jechaliśmy w ciszy. Po kilku minutach byliśmy pod domem. Wysiadłam i weszłam do domu. Zobaczyłam jak chłopacy siedzą w salonie. Czekaj, czekaj, a gdzie Clara? Coś pewnie musiało się stać. Jak coś jej zrobili nie dożyją swojego ostatniego dnia. Poszłam na górę i weszłam do pokoju i ujrzałam Horana, który przytula Barson. Stałam tam kilka minut, aż Clara mnie nie zobaczyła.
-O hej Mercy-przywitał mnie uściskiem i wyszedł.
-Chłopcy mówili,że Ciebie dziś nie będzie-wydukała troszkę przybita.
-Ej, co się stało? I nie mów,że nic bo ja wiem,że coś się dzieję-powiedziałam poważnie.
-Ja... Ja ich w ogóle nie rozumiem. Najpierw są tacy dobrzy dla nas, a teraz tacy źli, a przynajmniej jeden-wytłumaczyła.
-Co? O kim ty mówisz?-zapytałam nie wiedząc o kogo jej chodzi.
-No o tych chłopakach co nami się teraz "opiekują"-odpowiedziała.
-Dlaczego tak sądzisz? Clara czy.. oni Ci coś zrobili?!-zapytałam lekko wystraszona.
-Nie, po prostu poniosło ich-broniła ich.
-Wiem,że ich bronisz.. I to jest złe. -odezwałam się i przytuliłam bezradną przyjaciółkę.
-No, a ty jak tam, udała się randka z Louisem?-zapytała śmiejąc się.
-Nie było żadnej randki-powiedziałam odwracając swoją głowę i zacisłam wargi, aby się nie poryczeć.
-Jak to nie było? Czy on coś Ci zrobił? A tak w ogóle tusz spływa Ci po policzkach-powiedziała.
-No nie było... rozumiesz.. Ja nie wiem do czego on zmierzał, ale zaczął mnie dotykać całować i...- urwałam i popłakałam się na dobre.
Przyjaciółka nic już nie powiedziała, tylko mnie przytuliła. Leżałyśmy tak w łóżku przez ponad godzinę, aż Liam nie wszedł do pokoju. Poczułam jak Clara odskoczyła i odsunęła się. Wiedziałam,że coś on jej musiał zrobić.
-O Mercy-odezwał się radośnie.
-Zamknij się, co jej zrobiłeś?!-wydarłam się.
-Dobra, laska spokojnie wyluzuj-powiedział spokojnie.
-Nie, nie wyluzuję i nie nazywaj mnie laską! Jak jeszcze raz ją dotkniesz to...-przerwał mi.
-To co?-zaśmiał się głośno.
-To pożałujesz-odpowiedziałam.
Payne chciał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy dochodzące głosy. Szybko polecieliśmy na dół i to cośmy zobaczyli przeszło samo siebie.
-Ty skurwielu! Jak mogłeś!-krzyczał Niall, który siedział na brunecie i okładał go.
-Myślałem,że się da. Bo przecież to dobra dupa jest-zaśmiał się pijany.
Nie wierzyłam,że to powiedział. Przecież myślałam,że na prawdę on coś do mnie czuję, a raczej czuł. Ja głupia dałam się nabrać. Po moim policzku spływały łzy. Nie chciałam tego dalej słuchać, dlatego wybiegłam i pobiegłam do łazienki i się zamknęłam. Płakałam i nie umiałam się opanować. Słyszałam głosy Clary, która błagała mnie abym z niej wyszła. Nie chciałam tego robić, chciałam mieć wreszcie święty spokój. Jedyne co mi przyszło do głowy to wyciągnąć metalowe ostrze. Szukałam po szafkach, aż znalazłam. Wyciągnęłam ją i osunęłam się po ścianie i przyłożyłam je do nadgarstka. Miałam mieszane myśli.. Zrobić to czy nie?. Postanowiłam na swoim i zaczęłam robić kreski. Nawet nie czułam żadnego bólu. W mojej głowie wciąż powtarzał się ten sam tekst "Myślałem,że się da. Bo przecież to dobra dupa jest". Moje łzy leciały na krwawą rękę. Czułam,że robi mi się duszno.Drzwi się wywarzyły, a w progu stanęła Clara z Niallem. Niall podbiegł do mnie, podniósł moją głowę i próbował zatamować krew. Straciłam przytomność.
Do zobaczenia w piątek :D
Sandra.
Fajny :) Czekam na następną część :) zapraszam też do mnie na prolog opowiadania :) http://crazyweraa3directioner.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńWyśmienitee ♥
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzemu nie ma kolejnych części ? :c
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LIEBSTER AWARDS. ;3
OdpowiedzUsuńhttp://this-is-beyond-me-styles-fanfiction.blogspot.com/