sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 5

*Clara*

Gdy Mercy wyszła, zostałam kompletnie sama ze swoimi myślami. Dlaczego akurat nas musieli porwać? Czy my czymś zawiniłyśmy? Czego ja nie wiem? Może moja przyjaciółka coś wie. Musiałabym zostać z nią na dłużej, aby porozmawiać, ale niestety nie było nam to dane.
Wstałam z podłogi i podeszłam do okna. Nigdy nie widziałam tego miejsca, dlatego pewnie jestem poza miastem. Mało samochodów, cicha okolica, kilka ludzi przechodzących po chodniku. Zdecydowanie różniło się to od zgiełku miasta. Było miło.
Nagle zobaczyłam podjeżdżające, czarne BMV nieopodal naszego domu. Wyszedł z niego chłopak o postawionych, blond włosach, ubrany całkiem na czarno z założonymi okularami na nosie. Miał coś w ręce, chyba pistolet. Chwila, co!? Pistolet!? W tym samym czasie do mojego pokoju ktoś wbiegł. Był to chłopak, który wcześniej siedział na ławce.

- Kochanie, zbieramy się. Pędem! - rozkazał.

Domyślałam się, że ma to związek z tamtym blondynem. Wiedząc, że grozy mi niebezpieczeństwo, ruszyłam za czarno-włosym. Szliśmy przez długi korytarz, kierując się w stronę balkonowych drzwi które był otwarte. Szatyn zatrzymał się i oparł o ścianę, wychylając głowę przez framugę i rozglądając się. Kurwa, czy ten koleś będzie nas atakował? W oddali spostrzegłam blond czuprynę i trzy inne twarze. Za nimi stali dwaj, umięśniony kolesie. Oczywiście wszyscy na czarno, jakżeby inaczej. Nie znają innych kolorów?

- Uważaj, kryj się gdzie popadnie i nie stawaj na drodze tamtej czwórcy. Gdybyś wołała o pomoc, mam na imię Zayn. Zrozumiano? - zapytał.
- T-t-tak. - odpowiedziałam, jąkając się.
 Czy ja się bałam? Zawsze byłam pewna siebie, uśmiechnięta. Ale nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Clara, zero stresu, zero. Zayn wyszedł na balkon, a zza paska wyciągnął pistolet. Czy oni chcą się pozabijać?

Padły strzały. Jeden. Drugi. Trzeci.

Ciało czarno-włosego padło na ziemię krwawiąc z nogi. Kurwa, co ja mam robić? Pomóc mu, czy nie?

Kolejne strzały. Jeden po drugim.

Zdecydowałam się wstać i sprawdzić co się dzieje.
Trwała szalona strzelanina. Zauważyłam wzrok Zayna, który kiwał głową w jakąś stronę. Skierowałam wzrok, na miejsce gdzie stała nieduża szafka na balkonie. Usłyszałam szept.

- Otwórz pokrywę. - powiedział szatyn.

Podeszłam i ostrożnie dźwignęłam powłokę. O cholera. Ja mam im pomóc? Ja, bezbronna DZIEWCZYNA?
Ja pierdole, oni na mnie liczą, jak tego nie zrobię, wszyscy zginiemy. Raz się żyje.
Chwyciłam leżący, czarny pistolet i ruszyłam przed siebie.

*Liam*

Czy oni kurwa, muszą zawsze przyjść w takim momencie? Nigdy nie dawali nam spokoju. Oczywiście Ashton miał taki humorek i chciał sobie postrzelać. No kuźwa, nie czaje tych typków.
Zayn leżał krwawiący na balkonie. Super, jeden wspólnik mniej.

Znowu strzały.

Tym razem trafiły Louisa w ramię. I co my mamy w trzech teraz zrobić!? Ich jest sześciu, przewaga liczebna.
Michael od razu rzucił się na Nialla, Calum na Harry'ego a Luke na mnie. Ashton i dwa osiłki zajęli się Louisem. Po obu moich stronach trwała bójka.

- I co teraz Liam, myślisz, że dasz nam rade? - zakpił ze mnie.
- Przymknij się kurwa, to, że masz więcej ludzi nie znaczy, że wygrasz.
- Tak? To popatrz. Niall i Harry już leżą na ziemi pobici. - powiedział. - Calum, Michael! Chodźcie tu. - przywołał swoich kolegów. Przyszli od razu.

- Co jest stary? - zapytał, pierdolony "azjata".
- Popatrz kogo tu mamy. - zakomunikował Luke.
- Mamy się nim zająć? - odparł z uśmiechem koloro-włosy.
W tym samym momencie, na nogi wstali Niall i Harry. Dwaj moi przeciwnicy ruszyli w ich kierunku.
- Hmmm... Wiesz, nie szkoda mi cię nawet. - prychnął i wyciągnął pistolet, przykładając go do moich skroni. Chciał pociągnąć za spust.

- Liam! - wydarł się dziewczęcy głos.

Padł strzał. Potem kolejny.

Chłopak stojący przede mną padł na ziemię.






Przepraszam, że z takim opóźnieniem, ale był mały problem z wstawieniem rozdziału :(
Ale już jest i mam nadzije że wam sie spodoba heh :D

Do zobaczenie w poniedziałek! :)

KOMENTUJCIE!

Dominika

2 komentarze: