poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 4

*Mercy*

Obudziłam się na lodowatej podłodze i w zimnym pokoju. Zamrugałam dwa razy,aby upewnić się czy to nie sen, ale to działo się na prawdę. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i mogę stwierdzić,że ten pokój jest przerażający. Okna są poprzybijane deskami i w dodatku zasłonięte zasłonami. Popatrzałam na moje nogi, były związane podobnie jak ręce. Zauważyłam,że na nie dosyć dużej szafce leży ostry nóż. Zaczęłam obiema nogami w nią kopać,aby przedmiot zaczął się przesuwać. Szafka nie co się zachwiała, a nóż spadł na ziemię. Zaczęłam pomału przysuwać się do ostrza. Przez chwilę próbowałam go złapać tak, żebym mogła przeciąć sznurek. Gdy już przecięłam , szybko wstałam, a przedmiot który przed chwilą użyłam odłożyłam na szafkę. Zaczęłam krążyć po całym pokoju myśląc co dalej  mam robić. Nagle z myślenia wyrwały mnie donośne głosy zbliżające się do drzwi. Kurwa jeszcze tego brakowało, nie no po prostu nie wierzę,że to się na prawdę dzieję. Myślałam,że takie rzeczy to tylko w filmach się dzieją. Postanowiłam schować się za drzwiami i jak się otworzą to jak niby nic wybiegnę szukać przyjaciół. Kroki zaczęły się zbliżać, a mi zaczęło szybciej bić serce i ręce strasznie trząść. Drzwi się otworzyły. Mercy teraz albo nigdy. Zobaczyłam dwóch mężczyzn, odepchnęłam ich od siebie i wybiegłam.

-Łap ją!-usłyszałam groźny głos.

Biegłam w ile sił, ale czułam jak ktoś mnie dogania,więc pobiegłam do byle jakiego pokoju i zobaczyłam nieprzytomnego Jacoba. Zamknęłam drzwi na klucz i podbiegłam do przyjaciela.

-Jacob,Jacob, proszę obudź się-mówiłam szlochając.

-Popatrzałam na ruszające się drzwi. Zajebiście ja to genialna jestem zamknęłam drzwi na klucz. Moje oczy skierowały się na dół i zobaczyłam jak istota się oddala. Odetchnęłam z ulgą, ale za raz drzwi runęły z hukiem na ziemi, a ja zobaczyłam chłopaka dosyć wysokiego,który zaczął się do mnie zbliżać.

-Nie lubię,gdy ktoś mi ucieka, a tym bardziej jak taka piękna dziewczyna jak ty-powiedział groźnie brunet.
-Co mu zrobiłeś?! Gdzie...-dopytywałam,ale przerwał mi.
-Clara?-zaśmiał się z ironią wiedząc,że dobrze trafił.
-Skąd znasz jej imię?!-spytałam przerażona.
-Haha,kochanie ja bardzo dużo wiem o was, ale bardziej to o Tobie-pokazał na mnie palcem.

Brunet o niebieskich oczach zaczął się do mnie powoli zbliżać. Spanikowana rozejrzałam się za ucieczką.

-Skarbie,tu nie znajdziesz ucieczki,zły pokój wybrałaś-zaśmiał się przerzucając mnie przez swoje ramię.
-Odstaw mnie!! ty jesteś nienormalny!-darłam się ile wlezie.

Chłopaka to w ogóle nie ruszało. Biłam go moimi małymi piąstkami po plecach, a ja co chwilę słyszałam jak z tego chichocze. Dałam sobie z tym spokój, ponieważ to tylko komplikuję sprawę. Zdążyłam zauważyć,że nie podąża do tego pokoju, w którym się obudziłam. Kierował się w całkiem  inną stronę. W co ja się wpakowałam, to nie może być prawda. Mój wzrok natknął się na jakiegoś kolesia co trzymał Clarę.

-Clara!!-krzyknęłam do przyjaciółki.

Dziewczyna obróciła się w moją stronę i lekko się uśmiechnęła.

-No to teraz sobie grzecznie porozmawiacie-oznajmił dosyć umięśniony mężczyzna przez ,którego jestem niesiona. Odłożył mnie delikatnie na równą powierzchnię i uśmiechnął się szyderczo.

-Do zobaczenia,słoneczko-cmoknął w powietrzu kierując się ku drzwiom.

Podeszłam do ściany i osunęłam się po niej płacząc.

-Ciii,już jestem przy Tobie-usłyszałam spokojny głos Clary.
-Dlaczego nas to spotyka? Dlaczego?-spytałam zrezygnowana płacząc.
-Wydostaniemy się stąd,obiecuję-odpowiedziała mi Barson.

Nie odezwałam się ani słowem tylko bezradnie się do niej przytuliłam.

-Pewnie nasi rodzice będą się martwić-wydukała po ciszy przyjaciółka.

Po moim policzku spłynęła łza.

-Chyba twoi-wybełkotałam.
-Jak to?!-zapytała zszokowana.
-Zostawili mnie,gdy miałam 15 lat-wytłumaczyłam spokojnie.

Dziewczyna dziwnie na mnie popatrzała.

-Oddali mnie do domu dziecka- zacisnęłam mocno usta.

Rozmowę przerwało nam skrzypnięcie drzwiami.

-Przyniosłem wam jedzenie-powiedział wysoki blondyn.

Popatrzałam na niego chwilę i chyba jest bardzo miły i przystojny.Boże, dziewczyno opanuj się oni wszyscy są niebezpieczni.

-Mercy, chodź ze mną-powiedział niebieskooki.

Popatrzałam się z przerażeniem w oczach na przyjaciółkę, a potem na blondyna. Powoli wstałam z podłogi i podeszłam do niego. Chłopak delikatnie złączył nasze dłonie i kazał podążać za nim.

-Siadaj-rozkazał mi chłopak.

Grzecznie usiadłam na krześle i czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienia.

-Dlaczego nas porwaliście?!-spytałam z nadzieją na odpowiedź.
-To nie ty tutaj zadajesz pytania, my od tego jesteśmy.-powiedział groźnie brunet,który nazywa mnie swoim słoneczkiem.

-Musimy Ciebie  przesłuchać-oznajmił nieco poważnie niebieskooki.

Popatrzałam na niego wystraszonymi oczami i przełknęłam ślinę. Boże, w co ja się wpakowałam.





No i jest 4 rozdział !! Mam  nadzieję,że wam się spodoba i byłoby  bardzo miło, gdybyście zostawili coś po sobie :)

 To do zobaczenia w piątek  ;) 

Sandra.

1 komentarz: