Mały chłopczyk w zielonej koszulce i zielonych oczach podszedł do mnie i uśmiechnął się. Byłam od niego o wiele wyższa.
- Zgubiłeś się? - zapytałam z troską. Lecz on nie odpowiedział, kiwnął ręką każąc mi iść za nim. Bez namysłu ruszyłam. Skierował nas do dużego domu. Skądś go kojarzyłam. Mały otworzył jego drzwi tak, abym i ja mogła wejść. Pokierował się w stronę schodów, a ja ruszyłam za nim. Na górze stanął przed drzwiami jakiegoś pokoju i wreszcie się odezwał.
- Otwórz. - powiedział cicho i odszedł w głąb korytarza. Uchyliłam drzwi i to co zobaczyłam zbiło mnie z nóg. Pokazał mi się obraz małej mnie i Mercy w sukienkach, tamtego feralnego dnia rozstania. Dziewczyny zeszły na dół, lecz ja nie słyszałam rzadnego głosu. Także zeszłam za nimi. Widziałam tylko ruszające się usta mamy Lee i mojego taty, lecz nic nie słyszałam. Nagle mój ojciec wyciągnął mnie siłą na dwór, nawet nie pozwalając mi się pożegnać. Spojrzałam na Mercy. Ze łzami w oczach patrzyła na swoją rodzicielkę i podbiegła do niej, przytulając się i rozpłakując. Sama poczułam spływające krople po policzkach widząc to.
Obudziłam się spocona i zdyszana na zimnej podłodze w zaciemnionym pokoju. Jedyne światło dawało nie do końca zasłonięte okno. Można stwierdzić że był ranek. Kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem więc postanowiłam odsłonić zasłony. Niestety, moje próby wstania poszły na marne, gdyż miałam związane nogi i ręce. Super, jeszcze tego brakowało. Próbowałam w ciemnościach przyjrzeć się pomieszczeniu. Na sto procent była to sypialnia. Dwuosobowe łóżko, dwie szafki nocne, ogromna szafa i kilka półek. Na podłodze leżał dywan a na suficie wisiała ozdobiona tak zwanymi "kryształami" lampa. Kolorów nie zdołałam rozpoznać. Nagle usłyszałam dźwięk kluczy upadających na ziemie. Od razu skierowałam głowe w strone zamkniętych drzwi.
- Kurwa. - odpowiedział głos, zapewne męski.
- Cicho bądź debilu, w pokoju obok śpi dziewczyna, zapomniałeś? - znowu inny głos.
- A weź się przymknij. - najwidoczniej zły mężczyzna odszedł od drugiego, mogłam rozpoznać kroki.
- Ja pierdole. - powiedział głos.
Nagle po raz kolejny usłyszałam kroki i szept który mogłam rozpoznać.
- Bierz klucze i zajmij się tą suką. - warknął jeden i odszedł. Bardzo miło mnie nazwał, yhym. Przekręcanie kluczy. Od razu zaczęłam się denerwować. Ale chwila, czym miałabym się denerwować? No tak, przecież jestem kompletnie sama w domu z bodajże moimi porywaczami i nie wiem gdzie są moi przyjaciele. Drzwi uchyliły się a w nich stanął wysoki chłopak. Podszedł do okna i odsłonił je. Teraz mogła bardziej go zobaczyć, miał brązowe oczy i włosy.
- Wstała nasza księżniczka. - powiedział z uśmiechem na twarzy. Serio koleś, serio?
- Gdzie ja kurwa jestem? Kim ty jesteś? Gdzie są Mercy i Jacob? Czemu nas porwaliście? - zaczęłam nerwowo zadawać mnóstwo pytań.
- Hola hola, zwolnij troche. - popatrzył na mnie. - O Mercy i Jacoba sie nie martw, moi przyjaciele się nimi zajmą. - zaśmiał się. Denerwujesz mnie kurwa.
- I myślisz, że to mnie uspokoiło? Martwie sie o nich. Po co mnie przetrzymujecie? - próbowałam udawać twardą.
- Kochanie, nie zadawaj rzadnych pytań i zamknij sie. - warknął w moją stronę. O jak miło. - Twoim głupim przyjaciołom nic nie jest. Jesteście, w sumie jesteś teraz przetrzymywana przez nas, masz sie słuchać i wykonywać nasze polecenia.
- Kpisz sobie? Chyba cie pojebało. - odpowiedziałam zarzenowana.
- Nie, nie kpie sobie. Jeśli będziesz robić to co ci karzemy, puścimy cię wolno. Na razie sie stąd nie ruszasz, będziesz dostawać jedzenie i picie, łazienkę masz tutaj dołączoną do pokoju. I nie drzyj się o pomoc jak chora psychicznie bo i tak cię nikt nie usłyszy. Dźwiękoszczelne okna. Tak w ogóle jestem Liam. - puścił mi oczko i wyszedł. Pierdol sie, nie będę was słuchać. Spróbowałam sama wstać. Kiedy udało mi się, podskoczyłam do łazienki z nadzieją, że znajdę tam coś czym mogłabym rozciąć sznury. Drzwi były otwarte więc problemu nie miałam. Bingo. Nie pomyśleli, że jestem na tyle mądra aby skorzystać ostrego brzegu szklanej półki. Podeszłam do niej i tarłam więzami na nadgarstkach o krawędzie. Tak, udało mi się. Rozwiązałam sznury u nóg i ruszyłam do okna w pokoju. Nie jest źle, pierwsze piętro i balkon na dole. Nie byłam pewna co do pomysłu, bo może być ktoś na balkonie, ale nie myślałam o tym, to jedyna szansa. Otworzyłam szybę na oścież i przełożyłam nogi na parapet. Patrząc w dół, zeskoczyłam na balkon oglądając otoczenie. Rzadnej żywej duszy. Pokierowałam się w kierunku 4 schodków, które prowadziły na podwórko. Zeszłam i ukryłam się za ścianą, wychylając się i badając teren. Kurwa, kurwa, kurwa. Na małej, drewnianej ławce siedział chłopak w czarnych włosach, palący papierosa i rozmawiający przez telefon. Czemu zawsze musze mieć pecha? Postanowiłam podsłuchać rozmowę.
- Nie obchodzi mnie kuźwa, czy masz inne plany. Musisz pojechać do niego po towar. Nie, kurwa, nie zapłaciłem. Masz go tylko odebrać i przywieźć tutaj. Tak, wszystko załatwione. Matko, jak ty słabo kumasz Niall. - chłopakowi zapewne chodziło o narkotyki.
Rozłączył się a ja nie wiedziałam co robić. Zaczęłam panikować i rozglądać sie wokoło.
- A dokąd to księżniczko, hmm? - usłyszałam za sobą głos Liama. No to mam przejebane.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak późno! Ale miałam problem z napisaniem końcówki ;/ Ale jest jeszcze w piątek więc się liczy :D Myśle, że wam sie podobał :)
KOMENTUJCIE!
Do zobaczenia z rozdziałem w poniedziałek.
Dominika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz